Potrzebowaliśmy polskiego akcentu i okazało się, że nie musieliśmy długo szukać. Czernina, o której istnieniu prędzej czy później dowiadujemy się z Pana Tadeusza, to nic innego jak rosół z kaczej krwi. Czasami używa się też krwi zająca, gęsi lub prosiaka.
Zapytacie: a co z kaszanką? Słuszna uwaga. Jednak wydaje nam się, że kaszanka ze względu na sposób przyrządzania oddala nas od sedna sprawy. Tutaj składnik, o którym wolelibyśmy zapomnieć, jest na pierwszym planie. Tylko ugotowany.
Ptyś, lody Bambino, Kukuruku, guma Turbo - słodycze, których już nie ma >>>
Ach, Haggis. To tradycyjne szkockie danie to postrach każdego podróżnika, który deklaruje, że jeśli chodzi o doświadczenia kulinarne, nie cofnie się przed niczym. Sama koncepcja potrawy przyprawia o mdłości. To owcze wnętrzności (płuca, serce i wątroba) ugotowane w woreczku z owczego żołądka.
Farsz wymieszany jest z mąką owsianą, cebulą i tłuszczem. Zupełnie jakbyśmy jedli czyjś żołądek z całą jego zawartością. Wizualnie nie jest tak źle, bo potrawa przypomina trochę szkockie dudy - tradycyjny instrument. Nie mieliśmy przyjemności go spróbować, ale wierzymy, że po degustacji to nasze kiszki będą marsza grać. Jednym słowem: nie pali nam się, by go spróbować.
To jajko z najmniej przyjemną niespodzianką, jaką jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. W założeniu jest to zwyczajne kacze jajko ugotowane na twardo. Jednak w środku zdążył się rozwinąć zarodek. W jednym z odcinków A Cook's tour, kucharz, pisarz i podróżnik, Anthony Bourdain zdołał przebrnąć przez jeden kęs. A to wiele mówi o tej potrawie, bo ten facet przełknął bijące serce kobry. Zobaczcie sami:
Polacy przepadają za popularnym śledzikiem. To zakąska doskonała. Ale jego szwedzki wariant - Surströmming - może wam go na zawsze obrzydzić. Ale co to jest i z czym to się je?
To danie to nic innego jak kiszony śledź. Najpierw kisi się go beczce, a potem ląduje w puszce. Je się z go cebulą, ziemniaczkami i ogórkiem. Nie dajcie się zwieść - na pozór brzmi niewinne, ale Surströmming to najbardziej cuchnąca konserwa rybna na świecie. Jest tak śmierdząca, że puszka, w której się go przechowuje wybrzusza się od zawartości gazu.
Co więcej, każdy Szwed wie, że NIGDY nie wolno otwierać jej w zamkniętym pomieszczeniu, a większość linii lotniczych zabrania ją przewozić. Nawet Chuck Norris zatyka nos, kiedy otwiera ją kopniakiem z półobrotu. Czy musimy cokolwiek dodawać?
To zdecydowanie najobrzydliwsza potrawa na naszej liście. Ciężko nam sobie wyobrazić, jak szokujące to musi być doświadczenie. Jedzenie świnek morskich i psów nas szokuje, ale to szczególna sytuacja, bo w gruncie rzeczy naczelnym jest do nas - ludzi - najbliżej.
Podobno w prowincji Yunan otworzono kiedyś restaurację, w której klient mógł spróbować tego "delikatesu" z czaszki żywej małpy. Nazywał się "monkey tambourine". Zaufajcie nam, nie chcecie wiedzieć dlaczego.
Jedzenie ryby Fugu to sprawa życia albo śmierci. Dosłownie, bo Ci, którzy decydują się jej spróbować, powinni wiedzieć, że źle wypatroszona może być naszym ostatnim posiłkiem. A to dlatego, że w jej organizmie pływa zabójcza toksyna.
Ku zaskoczeniu wielu Europejczyków można jej bez problemu skosztować w wielu japońskich restauracjach. Japończycy twierdzą, że mit o zabójczej rybie jest mocno przesadzony, bo w każdej restauracji wiedzą, jak należy ją przyrządzić, żeby nikomu nie stała się krzywda. I tak drżelibyśmy przy każdym kęsie.
Jeśli wybieracie się do Boliwii, to możecie być pewni, że tradycyjnie zostaniecie powitani pieczonym "szisz kebabem" ze świnki morskiej. Co gorsza, jeśli zaczniemy marudzić, to zostanie potraktowane przez lokalnych jako afront. No cóż, dla nas delikatnych Europejczyków, pieczona świnka morska to absmak.
Zobaczcie, jak Anthony Bourdain poradził sobie z tym wyzwaniem:
Jeśli coś jest zgniłe, to wcale nie znaczy, że jest niejadalne. Na Islandii wiedzą o tym doskonale i dlatego serwują sfermentowane rekinie mięso. Tam to prawdziwy przysmak. Zanim trafi na talerz, rekin musi fermentować kilka miesięcy. A jak smakuje? "Jak ser pleśniowy zanurzony w amoniaku". Nic dodać, nic ująć.
Bez obaw, słodka łasica ze zdjęcia nie trafi na ruszt. Tym razem chodzi o napój, bez którego większość z nas nie wyobraża sobie poranka. Tak, myślimy o kawie. Ale ta kawa jest szczególna, bo zanim trafi do filiżanki lub kubka musi pokonać układ trawienny rzeczonego zwierzątka.
Oprócz ziarenek kawy civet, bo tak nazywa się ten gatunek łasiczki, bardzo lubi banany i kurczaka. Tylko że one po strawieniu nie lądują na naszym talerzu. Ziarenka zyskują po takiej "obróbce" delikatniejszy smak i parzy się nich pyszną kawę.
Ale uwaga, Kopi Luwak to prawdziwy delikates i jest najdroższym gatunkiem kawy, jaki znajdziecie, także degustacja będzie was sporo kosztować. Dosłownie i w przenośni.
A na deser (zawsze chcieliśmy to napisać) proponujemy lody z najbardziej cuchnącego owocu na świecie - duriana. Większość linii lotniczych nie pozwala trzymać go na pokładzie, podobnie jak broni białej, rewolwerów, bomb i kiszonego śledzia. To prawdopodobnie jedyny owoc, który pachnie serem. Oczywiście pleśniowym.
"Trudne sprawy" - z tego śmieje się cała Polska. Poznaj najlepszych bohaterów [ZDJĘCIA] >>