Niezwykłe historie ocalałych z zamachu na World Trade Center [WIDEO]

Nic tak nie buduje jak historie osób, które znalazły wyjście z sytuacji zdawałoby się bez wyjścia. Te są wyjątkowe, bo dotyczą jednej z najgłośniejszych tragedii XXI wieku - zamachu na World Trade Center. Oto 5 historii ocalałych, którzy 11 września cudem uniknęli śmierci.

Brian Clark i historia dozgonnej wdzięczności

Jedenastego września 2001 roku o godzinie 8:46 w północą wieżę biurowca World Trade Center uderzył samolot lotu 11. Siedemnaście minut później lot 175 rozbił się o wieżę południową.

Brian Clark pracował wtedy jako makler w południowej wieży. Samolot rozbił się kilka pięter pod jego biurem. Brian przeżył jako jedna z 4 osób, które znalazły się wówczas powyżej miejsca uderzenia maszyny.

Do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że mi się udało - opowiadał po latach.

Chwilę po ataku na wieżę północną Brian wziął latarkę i zabrał ze sobą siedem innych osób. Razem zaczęli schodzić na dół. Kiedy dotarli na 81. piętro spotkali parę, która chciała się dostać na dach. Sądziła, że tam uwolni się od dymu i pyłu. Dwójka próbowała przekonać Clarka, że nie da się zejść na dół i pójście na dach to jedyna droga ucieczki. Brian został przy swoim i para poszła na dach samotnie.

Kiedy tamci dotarli na szczyt, drzwi na dach były zaryglowane. Zginęli, kiedy zawaliła się wieża. Później okazało się, że nawet gdyby udało im się wejść na dach, dym i żar z płonącego budynku nie dałby helikopterom szans, żeby ich ewakuować.

Decyzja Briana okazała się słuszna. On i jego towarzysze szli dalej. Nagle usłyszeli wołanie o pomoc. Clark wraz z kolegą Ronem Di Francesco oddzielili się od grupy, żeby sprawdzić skąd dobiega głos. Rona powstrzymał gryzący dym i zawrócił.

Wkrótce Brianowi udało się znaleźć pod gruzem mężczyznę - Stanleya Praimnatha. Kiedy Brian wyprowadził go na klatkę schodową, ta była pusta. Towarzysze Clarka wrócili na górę.

Mimo to Stanley był w euforii, że ktoś gotów był zaryzykować własne życie, by go ratować. Był tak wdzięczny, że pocałował swojego zbawcę. Razem pokonali zniszczone piętra, o których wspominała napotkana wcześniej para.

Dopiero na 31. piętrze udało im się znaleźć działający telefon i zadzwonili pod 911. Opowiedzieli ratownikom, jak można przedostać się na dół. Ta informacja uratowała setki osób uwięzionych na wyższych piętrach. Dzięki niej wiedziały, gdzie na dole jest przejście.

W jednym z wywiadów Brian i Stanley przyznali się do tego, że zanim zadzwonili po pomoc, skontaktowali się z bliskimi. Wiedzieli, że taka okazja mogła się nie powtórzyć.

Kilka dni później Brian dowiedział się, że Ron Di Francesco był ostatnią osobą, której udało się uciec, zanim południowa wieża się zawaliła. Decyzję o powrocie na dół podjął w ostatniej chwili.

Niezrealizowane projekty odbudowy WTC. Tak mogło wyglądać "Ground Zero" >>

Sujo John i zbawcza moc przypadku

John Sujo pracował na 81. piętrze północnej wieży. Jego ciężarna żona na 71. kondygnacji wieży południowej. To on pierwszy usłyszał eksplozję. W jego biurowiec uderzył samolot. Sujo zaczął uciekać. Później dowiedział się, że akurat tego dnia Mary nie było w pracy. Dotarła na miejsce tuż po zamachu i nie wpuszczono jej do środka:

Stałam pod WTC i widziałam, jak na moich oczach ulice zasypywał gruz, a ludzie skakali z okien.

W połowie drogi na dół John już wiedział, że były dwa samoloty.

Na najniższych piętrach drogę zagrodziły mu spadający beton i stal. Oparł się o ścianę i razem z niewielką grupką ludzi ostrożnie zmierzał do wyjścia. Nagle spadła na nich lawina gruzu. Kiedy opadł kurz, z Johnem nie było już nikogo.

Zadzwonił telefon, a na ekranie wyświetliło się imię jego żony:

Myślałem, że to nie ona tylko, że zaraz usłyszę, że Mary nie żyje.

Odebrał go i jak tylko usłyszał głos w słuchawce wiedział, że obydwoje są już bezpieczni.

Historia "surfera z WTC"

Historia jednego z ocalałych - Pasquala Buzzelli - przyczyniła się do powstania plotki o mężczyźnie, który przeżył zamach "surfując" na spadających betonowych płytach. Tak naprawdę, na jednej z nich tylko znaleźli go strażacy. Był nieprzytomny.

Zanim jednak do tego doszło, Pasqualle wraz z grupą 15 osób biegł do wyjścia w dół klatki schodowej B w północnej wieży. Nagle usłyszał przerażający dźwięk.

Słyszeliśmy dokładnie jak zapadają się piętra. Huk za hukiem. Były coraz głośniejsze.

Kiedy dobiegł do 22. piętra ''poczuł jakby się unosił, a ściany zaczęły się od niego oddalać''. Budynek właśnie się walił. I wtedy mężczyzna stracił przytomność.

Pasqualle spadł prawie 50 metrów w dół i nic mu się nie stało. Jak tylko się obudził, pomyślał, że nie żyje. Poczuł ból w nodze. Wtedy zdał sobie sprawę, że mu się udało. Ale od ziemi dzieliło go jeszcze kilka pięter.

Na sam dół sprowadzili go strażacy. Najpierw obwiązali rannego liną, żeby mógł zsunąć się po ścianie gruzu. Potrzeba było sześciu mężczyzn, żeby opuścić go na dół. Kiedy nie miał już siły schodzić, położono go na noszach i zniesiono na dół. Tam usłyszał od jednego ze strażaków:

Twardy z ciebie sukinsyn.

Genelle Guzman-McMillan i tykanie zegara

Walka o przetrwanie w wieżowcach była przede wszystkim walką z czasem. Wszyscy, którzy nie zdołali uciec z płonących budynków do godziny 10:28, zginęli. Kiedy zawaliła się druga wieża, Genelle Guzman-McMillan wciąż szła na dół.

Fala uderzeniowa zepchnęła ją ze schodów. Zasypał ją gruz, jednak wciąż mogła oddychać.

To było jak 100 trzęsień ziemi na raz. Zdałam sobie sprawę, że utknęłam. Moją głowę krępował betonowy kołnierz, ręce były poniżej żołądka, a nogi skrzyżowane. Mogłam jedynie ruszać lewą ręką.

Na pomoc czekała 26 godzin. Była ostatnią osobą, którą znaleziono żywą.

Niezrealizowane projekty odbudowy WTC. Tak mogło wyglądać "Ground Zero" >>

Więcej o: