Nie przypominamy sobie ministra, który zaliczyłby tyle wpadek w tak krótkim czasie. Pani Minister najpierw deklarowała ignorancję w sprawie sportu, później jej wypowiedź na temat Superpucharu Polski stała się internetowym memem.
W końcu zaczęto ją podpuszczać do wyznań o nieistniejących ligach hokeja, a sam milczący dotąd premier skrytykował happening z bieganiem wokół zamkniętego Stadionu Narodowego.
Całkiem sporo, jak na 100 dni pracy. I choć zdecydowana większość wpadek minister, to wpadki o wybitnie PR-owskim charakterze, obawiamy się, że to ona może pierwsza paść ofiarą spadku poparcia dla rządu. A szkoda, wielu komentatorom będzie jej brakowało.
Najlepsze POLSKIE memy o ACTA. "ACTA wie, że paczysz" [ZOBACZ] >>
A propos PR-u. W Ministerstwie Sportu i Turystyki mogło zabraknąć ekspertów, w Ministerstwie Edukacji Narodowej był jeden, wybitny. Dziennikarze Metra odkryli, że Grzegorz Żurawski jest tak dobrym rzecznikiem, że dorabia jako wykładowca i w ramach studiów podyplomowych organizowanych przez PAN uczy młodych adeptów trudnej sztuki bycia ustami polityków.
Problem w tym, że wśród jego nauk znajdowały się takie, które, delikatnie rzecz ujmując, odsłaniały zbyt wiele "tajemnic" zawodowych. A przy okazji sugerowały, że rzecznicy to notoryczni kłamcy. Zdaniem Żurawskiego typowy rzecznik:
Wkrótce po opublikowaniu tych rewelacji przez Metro, dyskredytujący wiarygodność minister Szumilas rzecznik stracił pracę. I za co? Za to, że choć raz powiedział prawdę.
Musimy jednak przyznać, że nie wszyscy rzecznicy kłamią bądź udają, że nie słyszą pytania. Zdarzają się jeszcze chwalebne przykłady cywilnej odwagi. Sytuacje, w których rzecznik wprost mówi, że nie rozumie o co chodzi dziennikarzowi.
Agnieszka Gołąbek, rzeczniczka Ministra Zdrowia udzieliła Michałowi Janczurze bardzo dziwnego wywiadu.
Faktycznie, dziennikarz dotknął skomplikowanej materii.
Całości tego, krótkiego dość wywiadu można posłuchać tu.
Spośród wszystkich zabawnych momentów 100 dni drugiej kadencji premiera Tuska, specjalne miejsce należy się wszystkim wpadkom związanym z wprowadzeniem ACTA. I tu naprawdę trudno ocenić, co bawi nas bardziej, żarty z Admina1 i zabezpieczeń stron rządowych, rzecznik Graś tłumaczący, dlaczego strony administracji raptem stały się takie popularne (i nie, wcale nie dlatego, że Kasia Tusk, podlinkowała tatę na blogu), minister Boni drukujący internet, czy afera sandałowa.
To były piękne czasy, internauci pozdrawiają Zbyszka Hołdysa.
A co na te wszystkie wpadki sam premier? Nie wiemy, gdyż Donald Tusk na te 100 dni zamienił się w znikający punkt. Pierwsze zaginięcie nastąpiło tuż po wyborach, premier nie pokazywał się przez tydzień, ale w końcu obawy obywateli rozwiał rzecznik Graś, który ze stoickim spokojem zapewnił wszystkich, że Donald Tusk zniknął, gdyż był w pracy.
W grudniu, tuż przed wybuchem afery refundacyjnej premier zniknął po raz kolejny. Politycy SLD zadawali dramatyczne pytania "gdzie jest Donald Tusk", ale tym razem odpowiedzi się nie doczekali. Tajemnicę znikającego premiera próbowali rozwikłać redaktorzy Faktoidu.
Natomiast naszym zdaniem, w tym wszystkim jest przewrotny cel. Dobrze pamiętamy, jak premier podając skład gabinetu stwierdził, że formuje "rząd zderzaków". I teraz często przebywa w Alpach, albo innych wysokich górach, gdzie z odpowiedniego dystansu ogląda, jak mu się ministrowie zderzają i zderzają. Jak w wesołym miasteczku.