Niektórzy podpalają samochody, inni domy, ale Oliver przebił wszystkich piromanów na świecie. Dla żartu podpalił... wulkan. Ale to wydało się dopiero dużo później.
Dla mieszkańców miasteczka Sitka na Alasce był to wyjątkowy 1 kwietnia 1974 roku. Nieczynny wulkan, górujący nad miejscowością, niepokojąco dymił, czego nie robił od ponad 400 lat. Wyglądało to wszystko bardzo poważnie. Lokalne władze postanowiły sprawdzić, co się dzieje z górą Edgecumbe i poprosiły o pomoc straż nabrzeżną, która dysponowała helikopterem
Im bardziej pilot zbliżał się do szczytu wulkanu, tym więcej było czarnego dymu. I wtedy nagle zobaczył, co takiego się tam wyprawia. W kraterze wulkanu paliło się, ale nie to, co powinno. Ktoś naniósł tam i podpalił... opony. Dużo opon. A obok, jakby wyjaśniając całą sytuację, wydeptał na śniegu wielkimi literami '' Prima Aprilis''
Ten szalony pomysł zrodził się w głowie Olivera ''Porky'ego'' Bickara już trzy lata wcześniej. Oliver znany był w okolicy jako lokalny żartowniś, jednak do tej pory jego dowcipy miały zdecydowanie mniejszy rozmach. W 1974 roku przeszedł sam siebie. Przez trzy lata w pustym hangarze lotniczym zbierał stare opony i czekał na idealny moment
Kiedy obudził się rano 1 kwietnia 1974 roku i spojrzał za okno, stwierdził, że jeśli nie teraz, to już nigdy. Opony wciąż jednak zalegały w hangarze, a nie na miejscu przeznaczenia. ''Porky'' chciał je przetransportować na szczyt wulkanu samolotem, ale kiedy skontaktował się ze znajomymi pilotami, ci pokolei odmawiali pomocy. Zgodził się dopiero Earl Walker, pilot z Petersburga, który miał pojawić się w Sitka niebawem
Tak wielkiego przedsięwzięcia Oliver nie mógłby dokonać sam. Wtajemniczył swoją ''Parszywą Dwunastkę'', jak nazywali się sami z grupką przyjaciół. Kiedy tylko ''Porky'' załatwił transport, żartownisie zabrali się za pakowanie wszystkich niezbędnych rzeczy - bomb dymnych, nafty, szmat i, oczywiście, opon. Udało im się wszystko spakować tak, że potrzebne były tylko dwa transporty.
Po wykonaniu pierwszego transportu Oliver zaczął wydeptywać na śniegu napis. Kiedy wszystkie opony były już na miejscu a napis wydeptany, ''Porky'', Harry, Ken i Larry podpalili stos i wrócili do domu
Żart byłby jeszcze lepszy, gdyby grupa nie powiadomiła o swoich zamiarach szerszego grona osób. O planie podpalenia wulkanu wiedzieli kontrolerzy ruchu lotniczego i policja. Nie wiedzieli jednak pracownicy straży nabrzeżnej i to oni wysłali helikopter do zbadania, czy wulkan rzeczywiście się przebudził.
Mieszkańcy Sitka przyjęli dowcip w większości z rozbawieniem, ale na pewno z ulgą. A grupa Olivera i sam ''Porky'' rzucili wyzwanie wszystkim innym żartownisiom na świecie. Kiedy o ich ''wulkanie'' napisały gazety na całym świecie, skorzystali z okazji i wyzwali innych do pobicia ich dowcipu na Prima Aprilis
''Porky'' osobiście uważał, że jego żart przebiła tylko... góra St. Helens, która wybuchła w 1980 roku - bez pomocy ludzi.
Żartowniś zmarł w 2003 roku. Na Alasce wciąż mówi się o jego żarcie, który ''kosztował'' Olivera Bickara zaledwie 50$ kary