Przez prawie 50 lat to miejsce tętniło życiem. Teraz jest opuszczone i straszy. Aż ciężko uwierzyć, że jeszcze 10 lat temu bawili się tutaj ludzie. Dzisiaj w Nara Dreamland nie znajdziemy już nikogo, prócz pojawiających się z rzadka ochroniarzy. Teren jest ogrodzony i zamknięty dla zwiedzających.
To miejsce odwiedził francuski fotograf Romain Veillon. Od wielu lat podróżuje po całym świecie i wyszukuje opuszczone przez ludzi miejsca. Był również w Polsce, gdzie zachwycił go pałac w Bratoszewicach. Tym razem wybrał się do Japonii i podzielił się z nami zdjęciami z Nara Dreamland - dziwacznego, opuszczonego parku rozrywki, w którym rządzi od kilku lat natura.
Piękny park rozrywki wybudowano 2 godziny drogi od Osaki w 1961 roku. To było wielkie przedsięwzięcie i swego rodzaju symbol powojennego cudu ekonomicznego. Wygląd parku jest niemalże wierną kopią Disneylandu w Kalifornii, otwartego w 1955 roku. Przy projektowaniu kalifornijskiego parku rozrywki brał udział sam Walt Disney. Japończycy chcieli powtórzyć amerykański sukces, będąc dodatkowo na fali fascynacji amerykańską kulturą.
Z każdym kolejnym rokiem park rozrywki tracił jednak klientów. Było to spowodowane wieloma czynnikami. Po pierwsze, chociaż park miał być wierną kopią amerykańskiego Disneylandu, nie wyglądał dokładnie tak samo. Podstawowym problemem okazały się kwestie finansowe. Podczas gdy Disneyland w Kalifornii swoją popularność budował na najbardziej znanych postaciach z bajek Disneya, jego japońskiemu krewnemu dostały się te o wiele mniej popularne. Sam Disney i jego współpracownicy w pewnym momencie wycofali swoje poparcie dla budowania Disneylandu w Japonii.
Dla Nara Dreamland oznaczało to konieczność zmodyfikowania pierwotnych planów. Próbowano połączyć motywy Disneya z motywami, które nie miały z nim nigdy nic wspólnego. Często nie były nawet japońskie! Przy zamku Kopciuszka stoi np. strażnik, którego znamy sprzed pałacu Buckingham. Kolejki bardziej przypominają pociąg Shinkansen, niż tradycyjną kolejkę górską. Brak jednego motywu przewodniego okazał się jednym z podstawowych problemów parku. Nie zadbano o jego klimat i spójność.
Odwiedzający park turyści opisywali go później jako podrabiany Disneyland - niby to samo, ale jednak coś gorszego. Wszystkie atrakcje w parku wyglądały ''tanio''. Podobno problemem było również utrzymanie parku w należytym stanie i czystości. Farba była obdrapana, w wielu miejscach było brudno, nikt nie przejmował się, że coś przestawało wyglądać perfekcyjnie - i to już na krótko po otwarciu parku.
Takie podejście zniechęcało gości. Z każdym rokiem było ich coraz mniej. Ostateczny cios zadały dwa inne parki rozrywki, otwarte niedaleko - prawdziwy Disneyland i Universal Studios Japan. W końcu 31 sierpnia 2006 roku postanowiono, że kompleks przy mieście Nara zostanie zamknięty. Jednak w przeciwieństwie do podobnych miejsc w tym stylu, ten park rozrywki nie został wyprzedany. Zamknięto go na cztery spusty i... zapomniano o nim. Teren we władanie przejęła natura. Ostatnio jednak coraz częściej znowu przychodzą tam ludzie. Odkrywają park na nowo, choć nie jest to łatwe.
Informacje, jakie można znaleźć w internecie, nie zachęcają do wyprawy w to miejsce. Nara Dreamland ma być opuszczone, ale jednocześnie strzeżone przez ochronę i policję, otoczone wysokim płotem, zaś wtargnięcie na jego teren jest obłożone grzywną. Przez kilka lat skutecznie odstraszało to złodziei i wandali. Co jakiś czas media informowały o kolejnej złapanej na terenie parku grupie, którą zamknięto w areszcie a następnie obciążono wysoką grzywną. Krążą opowieści o strażnikach, którzy oskarżają nielegalnych turystów o wandalizm, dzięki czemu dostają premie...
W ostatnich latach ochrona Nara Dreamland osłabła. Park jeszcze niedawno wyglądał, jakby był zamknięty zaledwie kilka dni temu. Dzisiaj na ścianach budynków pojawiają się graffiti a elementy wyposażenia, pozostawione samopas, znikają.
Odrobinę uboższy krewny kalifornijskiego Disneylandu jest celem wypraw dla wszystkich, którzy uwielbiają eksploracje terenów zapomnianych przez ludzi. Nara Dreamland odwiedzają też... okoliczni mieszkańcy. Zielony teren jest miejscem, w którym psiarze wyprowadzają swoich pupili na spacery. Podobno ochrona nie zwraca już nawet na nich uwagi.
W dniach swojej świetności Nara Dreamland odwiedzało półtora miliona odwiedzających rocznie. W ostatnim roku przed zamknięciem było to zaledwie 400 tysięcy gości... Dla porównania - Universal Studios Japan odwiedza nawet kilka milionów ludzi rocznie!
Park do złudzenia przypomina dzisiaj sceny z japońskiego filmu animowanego ''Spirited Away - w krainie bogów''.
Podróż do Japonii to tylko jeden z punktów na trasie francuskiego fotografa. Podróżuje teraz po krajach azjatyckich. W poszukiwaniu planów zdjęciowych opuścił Francję. Przejechał przez całą Europę Zachodnią, odwiedził też Polskę, Węgry i Bułgarię. W Namibii robił zdjęcia zasypanym przez piaski pustyni domom. W Argentynie odwiedził Epecuen - zatopione miasto.
Romain Veillon wchodzi tylko tam, gdzie można się łatwo dostać do środka. Postępuje zgodnie z ideą miejskich odkrywców (''Urban Explorers''), których motto brzmi:
''Zabieraj ze sobą tylko zdjęcia, zostawiaj po sobie tylko ślady stóp''
Jeśli gdzieś musiałby się włamać, rezygnuje. Nigdy nie podaje też dokładnych namiarów na fotografowane przez siebie miejsce
Fotograf wydał swoje fotografie w albumie ''Ask the dust''. Jeśli podobają się wam jego zdjęcia, koniecznie zajrzyjcie na jego Facebooka i stronę internetową.