Ze szkołą jest tak, że najpierw nie chce się do niej chodzić, a potem chciałoby się do niej wrócić. Ciekawe, czy takie samo zdanie mieli uczniowie ponad 100 lat temu. Wtedy szkoła wyglądała zupełnie inaczej, nieznane były metody "demokratyczne", "Montessori" i inne tego typu wynalazki. W szkole nie było litości. Była tylko nauka i rózga.
Sześć dni w tygodniu pamięta jeszcze większość Polaków, tak samo jak kary fizyczne, które były wstydliwą codziennością dla wielu uczniów. Choć dzisiaj tych wszystkich atrakcji dzieci już nie doświadczają, nadal chodzenie do szkoły jest męczącą koniecznością dnia codziennego. A jak było kiedyś?
Na zdjęciu: dzieci ze szkoły z okolic Radomia, 1940 rok
Coś, co dzisiaj jest nie do pomyślenia, kiedyś było absolutną powszechnością. Kary cielesne stosowano bez ograniczeń do tego stopnia, że mogły spowodować trwałe uszczerbki na zdrowiu. Ale nikt się tym nie przejmował. Dopiero ostatnie 50 lat to prawdziwa rewolucja w podejściu do nauczania. Kary cielesne powoli znikają ze szkół na całym świecie, ale to wcale nie znaczy, że nie znajdziecie jeszcze zakątków, w których wciąż ostatnie zdanie należy do linijki, rózgi i (w krajach azjatyckich) bambusa.
Na zdjęciu: dzieci z polskiej szkoły w łotewskim Dyneburgu, okolice 1920 roku
100 lat temu lekcji było generalnie mniej, niż jest obecnie. Dzisiaj dzieci potrafią siedzieć w szkole nawet do godziny 15. W XIX wieku wszystko zależało od tego, do jakiej szkoły uczęszczał uczeń. Niektóre szkoły (np. pensje dla panien) organizowały uczniom dzień od rana do samego wieczora. Dłuższe przerwy pojawiały się co dwie godziny zajęć.
Szkoły wiejskie uzależniały godziny pracy od... godzin pracy dzieci. Te musiały przecież pomagać rodzinie na gospodarstwie. Dzieci uczyły się zatem zaledwie 2-3 godziny dziennie a potem wracały do domów.
Narzekaliście na przepełnienie w klasach w szkołach powszechnych? Cieszcie się zatem, że nie przyszło wam się uczyć w XIX wieku. Klasa na 50 osób? Nic dziwnego. Uczniowie z kilku poziomów nauczania w jednej sali? Norma. Klasy były przepełnione, dzieci siedziały jedne na drugich, szkół i nauczycieli było wciąż za mało.
Religii było JESZCZE więcej, niż jest teraz. Tak, to naprawdę możliwe. Nie istniał wtedy rozdział kościoła od państwa, bardzo wiele szkół było po prostu przykościelnych, dlatego normą były takie zajęcia, jak "Religia i moralność", "Historia świętych" czy "Katechizm".
O starej szkole można spokojnie powiedzieć, że wszystkiego było o wiele więcej, wszystko było trudniejsze, a nauczyciele oczekiwali od uczniów rzeczy, które dzisiaj przerosłyby wielu studentów. Łacina, zaawansowana geometria, greka, kaligrafia, niekiedy kilka współczesnych języków obcych... Niewielu współczesnych uczniów podołałoby takiemu wyzwaniu.
Szkoły jednopłciowe nie były standardem. Uczęszczały do nich dzieci z dwóch sfer - albo najbiedniejszych (wtedy były to np. szkoły dla sierot oddanych do klasztoru), albo najbogatszych, które nie chciały postawić na nauczanie domowe. W takich szkołach dzieci uczyły się rzeczy dostosowanych do ich płci - prócz wiedzy absolutnie podstawowej, dziewczynki uczyły się np. szycia, a chłopcy - kowalstwa.
Wychowanie fizyczne było istotnym elementem edukacji. Choć wyglądało zupełnie inaczej, niż dzisiaj, dzieci starano się utrzymać w dobrej formie zgodnie z dewizą "w zdrowym ciele zdrowy duch".
Na zdjęciu: zajęcia ruchowe, 1899 rok, USA