Od prawie tygodnia trwa w Sejmie protest rodziców i opiekunów osób niepełnosprawnych. Zdenerwowali się, gdy usłyszeli, że rząd rozdaje wszystkim, ale w żaden sposób nie zamierza im pomagać, a wręcz planuje podnieść podatki.
Żądają od państwa, by to bardziej pochyliło się nad problemami ludzi, którzy nie są w stanie sami sobie zapewnić godnego bytu. Bo póki co za godne państwo uznaje wypłacanie im 153 złotych zasiłku.
W tym wszystkim premier zapewnia, że doskonale wie, jak ciężko jest niepełnosprawnym i ich rodzinom, bo sam ma niepełnosprawnych znajomych. Szkoda tylko, że jego zrozumienie kończy się na zrozumieniu.
Z protestującymi spotkał się między innymi Mateusz Morawiecki. Premiera czekała na miejscu dość gorzka niespodzianka. Jeden z protestujących spytał go, jak to możliwe, że rząd potrafi z dnia na dzień, na kolanie napisać i uchwalić ustawę, która mu pasuje, a nie umie stworzyć takiej, która pomogłaby niepełnosprawnym.
- pytał szefa rządu protestujący.
Odpowiedź na zarzuty protestujących ma Elżbieta Rafalska. Oburzona minister rodziny, pracy i polityki społecznej zapewniła, ze ustawy nigdy w Polsce nie są pisane na kolanie. Obawiamy się tylko, że nie każdy pani Rafalskiej uwierzy.
Wynik rozmów z protestującymi jest taki, iż premier zapowiedział, że rząd do połowy maja przygotuje propozycje pomocy niepełnosprawnym i stworzy dla nich specjalny fundusz, tak zwaną ''daninę solidarnościową''.
Politycy niby chcą pomóc, ale tak nie do końca. Okazało się na przykład, że protestujący od tygodnia niepełnosprawni, nie mogą liczyć w Sejmie na pomoc fizjoterapeutów.
Posłanka Nowoczesnej, Joanna Scheuring-Wielgus, wystosowała w tej sprawie specjalne pismo, na które kancelaria sejmu bardzo szybko odpowiedziała, oczywiście brakiem zgody. Później zrobiło się o tym głośno, więc zmienili zdanie.
Niepełnosprawni protestują, w Sejmie odwiedzają ich kolejni politycy (był prezydent, był premier, była minister minister rodziny) a tymczasem Beata Szydło pływa sobie po Dunajcu. Co ma do tego Beata Szydło? Tyle, że przecież po tym, jak przestała być premierem rządu, została wicepremierem do spraw społecznych.
Była premier zaapelowała do protestujących, by opuścili Sejm i zapewniła, że rząd zajmuje się już tematem. Mimo to w sieci zawrzało. Mało komu podoba się bowiem fakt, że najważniejszy polityk zajmujący się polityką społeczną (albo raczej taki, który zajmować się nią powinien) zamiast się tą polityką zajmować, pływa sobie z flisakami i ani myśli w Sejmie zawitać.
I tak w internecie (jak zawsze w podobnej sytuacji) posypały się memy. Użytkownicy sieci są dla Beaty Szydło bezwzględni. Internet nie zna litości.
Czy powinno to dziwić? Niekoniecznie. Wszak jednym z haseł PiS było bycie bliżej ludzi. A tu znowu coś w tej kwestii nie wychodzi.
Beata Szydło od dawna ma spory problem z wizerunkiem. Wręcz można by powiedzieć, że to na niej skupiają się teraz wszelkie problemy. Wcześniej to jej najbardziej dostało się za premie dla polityków i na złe wyszło pokazywanie pazurków. Teraz, gdy emocje powoli zaczęły opadać, skupiła się na niej uwaga w kwestii niepełnosprawnych.
Czyżby pani premier miała się stać kozłem ofiarnym partii?
Zdaje się, że zarówno spływu, jak i premii, ludzie długo pani Beacie nie zapomną.
Tymczasem rodzice i opiekunowie niepełnosprawnych nadal nie opuszczają Sejmu. Jak i kiedy się to skończy? Tego nie wiemy. Mamy jednak nadzieję, że jak najszybciej, oczywiście konkretnymi, satysfakcjonującymi działaniami rządzących.