Panie Cejrowski, tak się nie zwiedza w 2018 roku. Polscy podróżnicy apelują o więcej szacunku. Oto przykłady tego, co ich oburza

Wszyscy znają programy Wojciecha Cejrowskiego. Są one specyficzne i zatrzymały się w innej epoce. Teraz podróżnicy z całej Polski apelują do Cejrowskiego, żeby okazywał swoim rozmówcom z innych krajów więcej szacunku, a my pokazujemy, o co im chodzi.
Wojciech Cejrowski przy swoim kramie w Sopocie Wojciech Cejrowski przy swoim kramie w Sopocie Fot. Piotr Sk?rnicki / Agencja Wyborcza.pl

Z szacunkiem przez świat - taką nazwę nosi akcja, w której podróżnicy z całej Polski apelują do Wojciecha Cejrowskiego, żeby okazywał więcej szacunku bohaterom swoich programów. Pod listem otwartym podpisało się blisko 200 osób, które podróżami zajmują się profesjonalnie - są reporterami, dziennikarzami, fotografami. Chodzi naturalnie o bohaterów z innych krajów i kultur, w stosunku do których Wojciech Cejrowski jest, no cóż, po prostu sobą. Taki ma styl, że jest połączeniem globtrotera z epoki kolonializmu, pokazującego "dzikich" "cywilizowanym", ze współczesnym turystą z Europy.

Jak piszą o swojej akcji jej pomysłodawcy, narracja w opisywaniu świata przez Wojciecha Cejrowskiego bardziej dzieli, niż łączy. Tymczasem bycie osobą rozpoznawalną i darzoną przez wielu szacunkiem powinno zobowiązywać.

Słowa Cejrowskiego nie dziwiłyby pewnie w XIX wieku, kiedy "biali" odkrywali, że poza Europą są też inni ludzie, którzy żyją i tworzą. Ale zdecydowanie nie są w porządku w XXI wieku, kiedy naprawdę nie trzeba długo szukać, żeby poczytać o wpływie takiego "turysty" na nie-europejskie społeczności.

Programy Wojciecha Cejrowskiego, wciąż puszczane w TVP, zatrzymały się w pewnej epoce i powinny tam pozostać. Nie wierzycie? To zobaczcie, co się w nich znajduje. To różne odcinki "Boso przez świat", w których Cejrowski odwiedza zarówno plemiona koczownicze, jak i np. Buenos Aires. No i nie jest dobrze, bo Cejrowski, któremu wiedzy i doświadczenia nie można przecież odmówić, zatrzymał się w podejściu do świata w latach 80. i 90. A przecież mamy 2018...

Wojciech Cejrowski w Izraelu Wojciech Cejrowski w Izraelu Fot. studioGMSRecords | YouTube | kadr

Cejrowski odwiedził dziesiątki krajów na całym świecie, w tym Izrael. Tam, spacerując po wąskich uliczkach Jerozolimy, rozmawiał ze sprzedawcami, w tym z ojcem młodego Nasrallaha, który akurat coś robił do jedzenia dla klientów. A rozmowa wyglądała tak:

Chłopiec ma na imię Nasrallah. Tłumaczę mu, że nie bardzo pasuje do kontekstu restauracyjnego, ale mówi: "W Jeruzalem? Pasuje!"

To, że "Nasrallah" to imię oznaczające "Zwycięstwo Boga", i tak naprawdę również chrześcijanie go używają, to już nie ma dla pana podróżnika znaczenia. Gdyby "Wojciech" w jakimś zakątku świata znaczyło coś niesmacznego, to dopiero wtedy by zrozumiał, o co chodzi. Ale sami widzicie, Nasrallah, no boki zrywać, he he he. Nie, to serio nie jest śmieszne. W Chinach bez wątpienia naśmiewał by się z nazwiska "Hui" (czytanego "Hłej"), ale w Izraelu wystarczy imię Nasrallah.

Wojciech Cejrowski na plantacji bananów Wojciech Cejrowski na plantacji bananów Fot. TVP VOD | kadr

W jednym z nagrań dostępnych w internecie pokazuje kadź z bananami w Ameryce Południowej. Banany przygotowywane były do transportu, a Wojciech Cejrowski opowiadał widzom, co tu się robi i dlaczego. Podnosząc jedną z bananowych kiści, mówi, że nie nadaje się ona do wysłania do Europy i jest do wyrzucenia dla świń (po czym rzuca kiścią bananów poza kadr). Wtedy pracownicy, ze śmiechem mówią, że to banany, które trafią do Chile. I można by na tym poprzestać, ale Wojciech Cejrowski musi pociągnąć temat:

O przepraszam bardzo, wyrzuciłem dla świń, a to jedzie do Chile, w Chile takie jedzą, pyszne banany, tylko do Europy pojechać nie mogą!

Rozumiecie, banany dla świń, a to jednak w Chile zjedzą, he he he. Poziom żartu pijanego wuja na świętach. Słabo.

Odcinek "Boso przez świat" o wyprawie na plantację bananów możecie obejrzeć w serwisie VOD TVP > > >

Wojciech Cejrowski w Buenos Aires Wojciech Cejrowski w Buenos Aires Fot. Marvin | YouTube | kadr

Wojciech Cejrowski w swoich programach stara się zachowywać tak, jak mieszkańcy krajów, które odwiedza. I tak w Buenos Aires pił popularną tam mate. Tak, jak "lokals" wypluł ją na chodnik między stolikami, tak jak "lokals" wylał resztki do chodnikowego ścieku (czyli prosto do kałuży przy torach tramwajowych).

Cejrowski, kiedy nie ma do dyspozycji "lokalsa" do pokazania, jak się funkcjonuje w danej przestrzeni, sam się w takowego wciela. To ma swoje zalety, ale... Wojciech Cejrowski nadal nie jest mimo wszystko stamtąd. Wolno mu mniej. To, że mieszkaniec Buenos Aires pluje na własnych chodnik we własnym mieście wcale nie oznacza, że Wojciech Cejrowski też może tak zrobić. W niektórych plemionach odcięliby mu to i owo za "udawanie", że jest swój.

Wojciech Cejrowski o buddyzmie Wojciech Cejrowski o buddyzmie Fot. Rafał Soroczyński | YouTube | kadr

Ten odcinek programu "Boso przez świat" wywołał ogromne oburzenie. Cejrowski, z poziomu katolika, przyjechał do Tajlandii i "ekspercko" wyjaśniał, dlaczego buddyzm nie ma sensu i jest jednym wielkim błędem. Dalajlama modli się do Lucyfera, a świątynie buddyjskie to świątynie puste, bo nie ma tam się do kogo modlić. Cejrowski gęsto się potem tłumaczył, zwłaszcza, że w programie mówił też o innych per "głupie ludzie" - co prawda, mówił to o katolickiej wycieczce, która w ramach bycia turystą w Tajlandii uczestniczyła w religijnych praktykach, nie znając ich celu. Niesmak jednak pozostał, a skargi na program popłynęły do Rady Etyki Mediów.

Piknik nad Odra Piknik nad Odra Fot. Lukasz Wadolowski / Agencja Wyborcza.pl

Cejrowski odwiedził w czasie swoich licznych podróży również Namibię. Krótko opowiedział o historii, niemieckiej kolonii, ale pokazał też życie codzienne w jednym z miast. I "trochę" popłynął:

Jak idę ulicą, to widzę ślady tego, że biały człowiek jest tutaj poważany. Może to jest jakiś ślad strachu z dawnych lat apartheidu, nie wiem, no bo tak:
Idę ulicą. Widzę naprzeciwko mnie - człowiek. No to nie zwracam uwagi na to, że murzyn, tylko idę. I w momencie, kiedy do niego podchodzę, następuje taniec.

Dość powiedzieć, że ze względu na przyzwyczajenie do różnostronnego ruchu ulicznego, obcokrajowiec wpada na zaskoczonego "lokalsa". I wszystko byłoby nawet sympatyczne, gdyby Cejrowski nie był sobą i nie dokończył myśli pointą:

Jedyną skuteczną metodą dla białego chodzenia w tłumie murzyńskim tutaj jest iść "na rympał". Oni się wszyscy rozstępują. Do dzisiaj mają to we krwi.

Odcinek "Boso przez świat" o wyprawie do Namibii możecie obejrzeć w serwisie VOD TVP > > >

Wojciech Cejrowski Wojciech Cejrowski Fot. Wojciech Surdziel / Agencja Wyborcza.pl

Diabeł Wojciecha Cejrowskiego - jak zawsze - kryje się w szczegółach. W większości jego historii nie ma nic złego, ba, są one o wiele ciekawsze, niż te, które opowiadają inni podróżnicy, są prawdziwe, żyją. Ale niekiedy z Cejrowskiego wychodzi rubaszny, zdziadziały troll, który każe mu napisać coś, co w 2018 roku napisane być nigdy nie powinno, bo zwyczajnie jest obraźliwe dla innych ludzi. Weźmy na przykład taki felieton dla "National Geographic", pisany w 2009 roku i dzisiaj brzmiący inaczej, niż wtedy. Dziś pewnie by się już nie ukazał na łamach tego pisma:

Następnego ranka zaprosiłem na brzeg rzeki wszystkie stare kobiety z wioski i urządziłem dla nich pożegnalną zabawę - umyłem im głowy szamponem koloryzującym. Czasami zabieram coś takiego na wyprawę, bo Indianie lubią sztuczki i już sama piana na głowie robi na nich wrażenie, a jak jeszcze ta piana zmieni kolor włosów, to cieszą się tygodniami.

To zwyczajnie kiepsko brzmi, ale Wojciech Cejrowski nie byłby sobą, gdyby nie wplótł czegoś takiego do swojego felietonu. Indianie lubią sztuczki i piana na głowie robi na nich wrażenie? Serio, cieszą się tygodniami? To są normalni ludzie, którzy właśnie zostali upupieni, bo mieszkają w środku dżungli i przyszedł do nich biały podróżnik, który następnie ich opisze ku uciesze innych "cywilizowanych" ludzi daleko stąd, siedzących przed telewizorem na kanapie.

Wojciech Cejrowski i Pigmeje Wojciech Cejrowski i Pigmeje Fot. VOD TVP | kadr

A na koniec zostawiliśmy wyprawę Cejrowskiego do plemienia Pigmejów. I jak zawsze, z podróżnika wyszedł troll dopiero w jego własnym komentarzu - mówiąc o umiejętnościach członków plemiona opowiadał o tym, że posługują się bez problemu językiem francuskim. I szybko pozwolił sobie na komentarz:

Pigmej, a gada po francusku! A wy?

My pewnie gorzej, niż Pigmeje, ale też i nie chcemy się z nim porównywać, bo nie o to tutaj przecież chodzi. No, chyba, że jest się Wojciechem Cejrowskim, to wtedy nawet jak się nie porównuje wprost, to jednak trochę się porównuje. Podróżnik pewnie powiedziałby, że zawsze się trochę porównuje, ale nie wnikajmy.

Odcinek o Pigmejach możecie zobaczyć w serwisie VOD TVP > > >

Pokazując obcą kulturę można to starać się zrobić neutralnie (a nie jest to proste!), ale można też zrobić to tak, jak Wojciech Cejrowski - za co część widzów go nienawidzi, a druga część uwielbia. My jesteśmy jednak zdania, że znaczna część jego programów powinna zostać tam, gdzie ich miejsce - w historii. Bo jeśli pewne rzeczy się zmieniają, a programy Wojciecha Cejrowskiego nie, to trzeba im pozwolić się wypalić i zgasnąć, a nie podsycać ogień, wciąż pokazując je w telewizji. Kto będzie chciał, ten odpali je sobie w internecie. Ale to trochę wstyd, żeby takie podejście do świata prezentowała telewizja publiczna.