O tym, że Marsz Niepodległości trudno nazwać pokojowym, wiadomo nie od dzisiaj. Przez lata Warszawa i warszawiacy zmagali się 11 listopada z najazdem chuliganów, którzy demolowali miasto, wywoływali bójki, ścierali się z policją.
Zniszczone chodniki, race i pobicia to nie jedyny problem. Wśród maszerujących ulicami stolicy dumnie paradowali nacjonaliści. Na sztandarach mieli falangi, na transparentach hasła o Polsce dla Polaków i śmierci wrogom ojczyzny.
I choć od lat, rok w rok powtarzał się ten sam problem, nikt nic z nim nie robił. Aż do teraz...
W tym roku do akcji wkroczyła Hanna Gronkiewicz-Waltz. Prezydent Warszawy podjęła odważną decyzję i Marszu Niepodległości zakazała. To oczywiście spotkało się z ostrą i natychmiastową krytyką zwolenników zgromadzenia i jego organizatorów.
Ci twierdzą bowiem, że nigdy w stolicy 11 listopada nie było niebezpiecznie, a udział w Marszu biorą pokojowo nastawieni patrioci.
Kiedy Hanna Gronkiewicz-Waltz ogłaszała swoją decyzję, w Sejmie trwały obrady. Na wieść o rozwiązaniu Marszu politycy zaczęli się kłócić. Były krzyki, przekrzykiwania i wyzywanie się od zbójów i idiotów. Zrobiło się naprawdę gorąco!
Kiedy Marsz Niepodległości jeszcze miał się odbyć, prezydent Andrzej Duda ogłosił, że na niego nie pójdzie. Gdy okazało się, że zgromadzenie zostało rozwiązane, postanowił zorganizować własne.
11 listopada 2018 roku, ulicami Warszawy (tą samą trasą, jaka przewidziana była dla Marszu Niepodległości) przejdzie marsz państwowy.
Jak na to wszystko reagują mieszkańcy stolicy? Przeprowadziliśmy małą sondę. Głosy były różne, jednak przeważały te osób z rozwiązania marszu zadowolonych.