Sprzedaż cukru (oraz chleba, ziemniaków, herbaty, kawy, mięsa, soli...) zaczęto reglamentować zaraz po wojnie. Kartki żywnościowe pojawiły się wówczas w całej, zniszczonej wojnie Europie. Na Zachodzie szybko je zlikwidowano, w Polsce, jak było, wiadomo. Ze sklepów wiało beznadzieją, a mistrzowska scenka kabaretu Tey ("A co jest"?, "Ja jestem!") przez dziesięciolecia była boleśnie prawdziwa.
Pierwsze, powojenne kartki żywnościowe zlikwidowano w styczniu 1949 r. Ogłoszono to, rzecz jasna, jako "wielki sukces" na drodze do socjalizmu. Ale reglamentacja podstawowych towarów powróciła już kilka miesięcy później, bo ruszył plan 6-letni, państwo zainwestowało całą energię w rozbudowę przemysłu ciężkiego i w efekcie znacznie pogorszyło się zaopatrzenie.
Zaczęło się od mięsa, później były mydła i proszki do prania. Kartki na cukier przywrócono w połowie 1952 r.
W kolejnych latach kartki pod różnymi nazwami ("bony", "talony") przywracano i likwidowano, ale prawdziwy cukrowy kryzys wybuchł w połowie lat 70. W 1975 roku, Edward Gierek zapowiedział, że:
A to, jak wiadomo, nie mogło oznaczać nic dobrego.
Rok później bombardowano już Polaków informacjami o "ogólnoświatowym wzroście cen żywności" i "powszechnym bezrobociu". - Mieszkańcy Islandii walczą z kryzysem żywnościowym przechodząc na dietę rybną - pisano w "Trybunie Ludu".
Cukru w sklepach po prostu nie było. Winę za koszmarne braki w zaopatrzeniu zrzucono na "spekulantów", którzy skupowali cukier i sprzedawali go po zawyżonych cenach i "chomikarzy", którzy skupowali i nie sprzedawali, tylko gromadzili.
By ratować podupadającą gospodarkę, pod koniec czerwca 1976 r. władze, w słynnym przemówieniu Piotra Jaroszewicza, ogłosiły wprowadzenie "nowych cen". Słowa "podwyżka" nie użyto celowo, ale zamierzenie było jasne dla wszystkich. Ceny żywności miały wzrosnąć o 70 proc. Wystąpienie premiera wywołało strajki, które brutalnie stłumiono.
25 lipca 1976 r., gdy było już po wszystkim, by walczyć z brakami, "spekulantami i "chomikarzami" wprowadzono "bilety towarowe". Uprawniały one do zakupu dwóch kilogramów cukru miesięcznie.
Sprzedaż cukru we wsi Jawor Solecki, fot. NAC
W latach 80. system kartkowy wszedł w stan rozkwitu, a swoje trzeba było odstać w kolejce przed sklepem i w... kolejce do punktu wydawania kartek. Nie trzeba bowiem chyba wyjaśniać, że reglamentacja wcale nie rozwiązała problemu pustych półek.
Ludzie znali realia i, w obawie przed brakami towaru, już pierwszego dnia miesiąca rzucali się do sklepów usiłując zrealizować wszystkie kartki na cały miesiąc. Efekt? Notoryczny brak cukru i innych towarów, gigantyczne kolejki i ogromne pole popisu dla co bardziej przedsiębiorczych jednostek.
Stragany w Łowiczu, 1981, fot. Forum
Na wszechobecne kartki narzekano też po drugiej stronie barykady. Ekspedientki godzinami sortowały i liczyły odcinki z bonów na poszczególne towary. Szacowano nawet, że w sklepach mięsnych średnio co trzeci pracownik wykonywał wyłącznie zadania związane z "obsługą" kartek.
Kartki na cukier zlikwidowano w listopadzie 1985 r. Ale - jak widać - pewne rzeczy się nie zmieniają. Wróciły ograniczenia w sprzedaży (powyżej zdjęcie z Tesco), wrócił pokątny handel cukrem (na Allegro, ale jednak), wróciły nawet gospodarskie wizyty w sklepach:
POLECAMY TEŻ:
Co się stało? Dlaczego cukier tak zdrożał? PRZECZYTASZ TUTAJ >>
Cukrowe szaleństwo. WASZE ZDJĘCIA >>