W końcu lat 80. uczniowie wracali ze szkoły biegiem lub trzymali się w dużych grupkach, aby uniknąć tego, co sataniści robią ze złapanymi dziećmi.
Internauta, który podzielił się tą historią, zapamiętał ją z własnego dzieciństwa - usłyszał ją zimą 1987 roku w konińskiej podstawówce. W tym czasie nożownicy zaludniali wyobraźnię wszystkich polskich dzieci oraz rodziców. Nie zawsze czcili szatana (czasem satanistów zastępowali skinheadzi), nie zawsze obdzierali ze skóry, ale wszędzie z taką samą skutecznością wywoływali falę zimnych dreszczy.
Godzilla, króliki olbrzymy i miasto widmo, czyli czego nie wiecie o Kim Dzong Ilu >>
Historia o znaczkach nasączonych halucynogennym narkotykiem występuje w dwóch wersjach. W pierwszej za spiskiem stoi siatka dilerów pracujących w Poczcie Polskiej.
Jeden z internautów opisuje ją tak:
W alternatywnej wersji tej historii za próbą znarkotyzowania dzieci stoją producenci czipsów i gum do żucia. Ich sposobem na dostanie się do dziecięcego krwiobiegu miały być dodawane do słodyczy kolorowe tatuaże. Czy pamiętacie upór, z jakim rodzice zabraniali Wam naklejania czegokolwiek na skórę? Teraz znacie już tego przyczyny.
Według teorii spiskowej tłumaczącej, dlaczego wciska się dzieciom narkotyki, robią to gangi chcące je uzależnić i w ten sposób uczynić swoimi wiernymi klientami. Teoria o tyle absurdalna, że LSD nie prowadzi do uzależnień fizycznych ani psychicznych. Dilerzy rozdający narkotyzujące znaczki wyrzucaliby pieniądze w błoto.
Jedna z najnowszych legend miejskich przestrzega matki przed gangiem porywaczy czyhających na maluchy pozostawione bez opieki. Swego czasu była tak popularna, że zajęła się nią jedna z lokalnych gazet.
W Głogowie do udaremnionego porwania miało dojść w Carrefourze. Dziennikarze Lubuskiej skontaktowali się z pracownikami sklepu, aby potwierdzić plotkę. Okazało się, że nie miało miejsca żadne porwanie, nikt nie zgłaszał zaginięcia dziecka, w toalecie nie znaleziono ani jednej ostrzyżonej dziewczynki.
Według serwisu atrapa.net podobna miejska legenda krążyły po Stanach Zjednoczonych już w latach 80., a w kolejnej dekadzie stała się popularna w Czechach i na Słowacji. Tymczasem w Rumunii powstała wersja na tyle oryginalna, że domaga się osobnego rozpatrzenia.
W lipcu tego roku z Bukaresztu doszły nas wieści o serii ataków na ambulanse i paraliżu pracy tamtejszego pogotowia ratunkowego. W ciągu czterech kolejnych dni doszło aż do siedmiu napadów.
Ataki agresji wywołane były plotką, według której kierowcy karetek porywają z ulic dzieci, aby kraść ich nerki i inne narządy wewnętrzne, a następnie pozostawiają na ulicach zwłoki. Wiara w tę historyjkę rozsyłaną po rumuńskich serwisach społecznościowych rozprzestrzeniła się tak bardzo, że musiał zainterweniować szef bukaresztańskiej policji Vasile Viorel. Na specjalnie w tym celu zwołanej konferencji powiedział:
Tak zapamiętali jedną z najstraszniejszych opowieści ich dzieciństwa redaktorzy serwisu atrapa.pl. Funkcjonowała ona także w kilku innych wersjach, mieszając się z pozostałymi legendami miejskimi. O godzinę mógł pytać także diabeł wysiadający z czarnej wołgi z rogami w miejscu lusterek lub stara babuleńka, najprawdopodobniej czarownica, diabłu usługująca.
Zaznajomieni z czarną magią internauci podpowiadają, że istnieje sposób na przechytrzenie diabła. Na jego pytanie o godzinę, trzeba odpowiedzieć: ''Wybija godzina wieczna''.
[MIEJSKIE LEGENDY] Manson, Disney, JFK. Top 5 legend o sławach >>