Frank Lloyd Wright nie tylko kształtował oblicze współczesnej sobie architektury, ale wyobraźnią wybiegał w przyszłość. W swoim ''Testamencie'' z 1958 r. zostawił projekt miasta-wieżowca o nazwie The Illinois.
Obiekt miał mieć milę, czyli 1610 m wysokości, czyli 2 razy więcej niż najwyższy obecnie budynek świata Burdż Chalifa w Dubaju. Co ciekawe, Wright wierzył, że możliwe byłoby zbudowanie The Illinois z materiałów dostępnych w latach 50. XX w.
Stabilność budowli miała zapewnić trójgraniasta podstawa i mocny rdzeń. Współcześni inżynierowie wątpią jednak, czy mimo tej konstrukcji górne partie nie wyginałyby się pod wpływem wiatru.
The Illinois miało być wyposażone w parkingi nie tylko dla samochodów, ale i pojazdów przyszłości, czyli latających spodków ze śmigłami.
Wright wymyślił również, że mieszkańcy mieliby do dyspozycji pięciopoziomowe windy o napędzie jądrowym (sic!), które rozwijałyby prędkość ponad 100 km/h (sic!). Szyby miały być umieszczone na zewnątrz konstrukcji. Wyobraźcie sobie, jakie widoki miałby pasażer jadący na ostatnie, 528. piętro, gdyby drzwi windy były przeszklone.
Choć koncepcji Wrighta nigdy nie zrealizowano, kształt budynku zainspirował twórców wspomnianego już Burdż Chalifa.
A oto wizualizacja projektu, którą wykonał dla Muzeum Guggenheima student Uniwersytetu Harvarda Justin Chen:
Milowe Illinois blednie jednak przy projekcie, który powstał w Japonii niecałe 40 lat później. Oto X-Seed 4000, wieżowiec inspirowany górą Fudżi, który byłby... wyższy od samej góry (gdyby go oczywiście zbudowano). Na projekcie budynek ma 4 kilometry wysokości. Jeśli macie problem z wyobrażeniem sobie jego rozmiarów, obejrzyjcie to porównanie najwyższych budowli świata:
800 pięter, osadzona w morzu podstawa o szerokości 6 km, szkielet z 3 mln ton stali, nawet do miliona mieszkańców - te liczby robią wrażenie. A ile to wszystko może kosztować? Według różnych szacunków od 600 miliardów do 1 biliona dolarów.
X-Seed 4000 chętnie podziwialibyśmy z daleka, ale raczej nie zdecydowalibyśmy się w nim zamieszkać. Wieżowiec miałby bowiem znajdować się w tzw. Pierścieniu Ognia na Pacyfiku, czyli obszarze szczególnie narażonym na trzęsienia ziemi, tsunami i wybuchy wulkanów.
Ten problem nie spędza jednak snu z powiek architektom z Tasei Corporation, którzy w 1995 r. przedstawili światu plany wieżowca. Dlaczego? Otóż nigdy nie planowano, żeby rzeczywiście zbudować X-Seed 4000. Projekt miał jedynie przysporzyć popularności Tasei Corporation. I ten cel został osiągnięty.
W filmach science-fiction miasta pod przezroczystymi kopułami to częsty widok. O ile jednak możemy zrozumieć, że kopuła może się przydać podwodnej metropolii lub kolonii na Marsie, kompletnie nie widzimy sensu w budowaniu jej nad sercem Manhattanu. A taki właśnie pomysł miał Buckminster Fuller.
Fuller uważał, że takie rozwiązanie uniezależni dzielnicę od zmian pogody i pomoże zaoszczędzić pieniądze. Tłumaczył, że zamiast grzać lub chłodzić poszczególne budynki, można by utrzymywać stałą temperaturę pod całą kopułą. "Koszt konstrukcji zwróciłby się po 10 latach tylko dzięki wyeliminowaniu kosztów odśnieżania okolicy" - pisał inżynier.
Czy na pewno? Fuller planował np., że w końcowym etapie budowy 16 helikopterów Sikorsky będzie pracować non stop przez 3 miesiące, montując tafle szkła w stalowej konstrukcji. Za same śmigłowce trzeba by zapłacić 200 mln dolarów.
Nawet jeśli przymkniemy oko na koszty, pomysłowi Fullera daleko do doskonałości. Pod kopułą nie mogłyby się znajdować żadne pojazdy spalinowe. O ile zamiana aut na rowery mogłaby wyjść Nowojorczykom na zdrowie, trudno wyobrazić sobie życie bez transportu publicznego i samochodów dostawczych.
Jeśli myślicie, że Pałac Kultury jest koszmarny, spójrzcie lepiej na projekt Pałacu Rad, czyli gmachu Rady Najwyższej ZSRR w Moskwie. Sowiecki potworek ma tylko jedna przewagę nad ''pekinem'' - nigdy go nie ukończono.
Pomysł na pałac narodził się w 1922 roku. Podczas pierwszego zjazdu Rad ZSRR Siergiej Kirow zauważył, że wkrótce na kongresy zaczną przybywać delegaci z nowych republik Związku. Trzeba więc zbudować gmach wystarczająco duży, aby pomieścić ich wszystkich. Poza tym rozmach budowli powinien pokazać światu siłę idei komunizmu.
To tłumaczy skalę projektu (pałac o wysokości 415 m miał być najwyższym w swoich czasach budynkiem na świecie). Ale skąd absurdalny pomysł na wielkiego Lenina na dachu? Otóż po śmierci Lenina w 1924 r. w ZSRR zapanowała gorączka stawiania pomników zmarłego wodza.
Wiktor Balichin, doktorant na Wyższej Szkole Artystyczno-Technicznej postanowił przebić w tym zapale wszystkich i zaproponował umieszczenie statui Lenina na dachu Pałacu. Jego pomysł wykorzystał później w swym projekcie Borys Jofan. Lenin miał mieć 80 metrów - to około dwa razy więcej niż Statua Wolności.
Aby zrobić miejsce na Pałac Rad, wyburzono 70-letnią Cerkiew Chrystusa Zbawiciela. Budowa rozpoczęła się w 1937 r., ale przerwała ją II wojna światowa. Materiały przeznaczone na wieżowiec wykorzystano na fortyfikacje i mosty.
Po wojnie nikt jakoś nie zabrał się za ukończenie pałacu. Jego fundamenty przerobiono na jedną z największych na świecie otwartych pływalni. A w latach 1995-2000 odbudowano zniszczoną cerkiew. Historia zatoczyła koło.
Nie wszystkie budynki projektowane w porewolucyjnej Rosji były takimi koszmarami jak Pałac Rad. Zanim obowiązującym stylem w sztuce stał się socrealizm, w Moskwie działali tzw. konstruktywiści. Industrialne inspiracje, proste bryły, dynamizm i rewolucyjna odwaga - oto przepis na konstruktywistyczną budowlę.
Jednym z najbardziej charakterystycznych projektów konstruktywistów był pomnik Trzeciej Międzynarodówki, znany też jako Wieża Tatlina. Stworzył go w 1919 r. Władimir Tatlin.
W czasach caratu Tatlin był malarzem abstrakcjonistą, zajmował się także pisaniem ikon. Jego wszechstronność i erudycja odbijają się w projekcie. Kształt wieży przypomina teleskop (jej czubek celuje w Gwiazdę Polarną), ale i Wieżę Babel z obrazu Bruegla. Choć gmach miał sławić potęgę komunizmu, Tatlin zawarł w projekcie subtelne nawiązania do architektury rosyjskich cerkwi.
Wewnątrz spiralnej konstrukcji miały znajdować się trzy pomieszczenia: sześcian (przeznaczony na salę konferencyjną), piramida (administracja) oraz cylinder (urzędy odpowiedzialne za propagandę). Całość miała mieć ok. 400 m wysokości.
Nie robi wrażenia? To dodajmy jeszcze, że każdy z elementów pomnika miał obracać się w innym tempie, wskazując upływ dni, miesięcy i lat. Na szczycie zaś Tatlin chciał umieścić projektor, który wyświetlałby propagandowe slogany na chmurach.
Wieża miała stanąć w Petersburgu, ale koszty jej budowy okazały się za wysokie. Dziś jej modele można oglądać w wielu muzeach na całym świecie, m.in. na dziedzińcu londyńskiej Royal Academy of Arts, jego autorem jest Philip Cooper:
Choć trudno w to uwierzyć, ten prosty, wysmakowany projekt powstał... pod koniec XVIII wieku. Jego autorem był francuski wizjoner Étienne-Louis Boullée.
Boullée chciał zostać malarzem, lecz rodzice zmusili go do wyboru bardziej intratnego zawodu. Został architektem, ale jego kreatywna natura nie pozwoliła mu ograniczyć się do szkicowania planów konwencjonalnych budynków.
Dla Boullée'a projektowanie było zadaniem przede wszystkim filozoficznym, nie inżynieryjnym. Budowle, zwłaszcza sakralne, miały wyrażać idee Wielkości i Piękna. Wzorów architekt szukał w przyrodzie, uważał symetryczne, regularne formy za najdoskonalsze. Nie przepadał za to za niepotrzebnymi ornamentami.
Projekt Mauzoleum Isaaca Newtona to esencja jego stylu - klasycznego, a zarazem szalenie nowoczesnego. Główną część gmachu, w którym miałoby być złożone ciało genialnego fizyka stanowi kula o średnicy ok. 150 m, obsadzona dookoła cyprysami.
W swoich pismach Boullée podkreślał jak ważne jest uwzględnienie w projekcie budynku gry świateł i cieni, która tworzy atmosferę wewnątrz gmachu. Oświetlenie Mauzoleum jest więc starannie przemyślane.
Za dnia źródłem światła miałyby być nieduże otwory w suficie, które układają się w obraz nocnego nieba. Z kolei w nocy pod kopułą miała zapalać się kulista lampa, symbolizująca słońce, ale też ''światło rozumu'', które Newton przyniósł ludzkości.
W 1961 r. sześciu londyńskich architektów założyło jedno z najbardziej szalonych pism o architekturze w historii - ''Archigram''. Członkowie grupy czerpali pełnymi garściami z popkultury, komiksów i książek science-fiction, ale interesowali się też nowoczesnymi technologiami.
Na łamach ''Archigramu'' publikowali kolorowe, wysmakowane grafiki przedstawiające futurystyczne projekty. A co to były za projekty? Na przykład minimieszkanie, w które właściciel może się ubrać. Albo najsłynniejszy ze wszystkich: Chodzące Miasto Rona Herrona.
Założenia były proste: skoro współcześni ludzie są ciągle w ruchu, dlaczego miasta nie miałyby się przemieszczać wraz z nimi? Pomysł Herrona to wielki robot, który wędrowałby po świecie, szukając najlepszych warunków dla mieszkańców i zaspokajając ich potrzebę podróżowania.
Chodzące Miasta mogłyby się dowolnie łączyć w stada-metropolie, a potem rozdzielać. Herron opisując swój projekt, zaproponował, by mobilne były też poszczególne domy, tak żeby mieszkańcy byli w stanie w każdej chwili zmienić sąsiedztwo.
Adolf Hitler nie przepadał za Berlinem. Uważał, że miasto jest za mało monumentalne, aby być stolicą godną Trzeciej Rzeszy. Dlatego jeszcze w latach 30. wraz z architektem Albertem Speerem przygotował plan całkowitej przebudowy Berlina. Projekt nosił nazwę ''Stolica Świata Germania''.
W mieście miały powstać m.in największy na świecie stadion, stumetrowy łuk triumfalny oraz podziemna autostrada. Najbardziej reprezentacyjnym obiektem miała być jednak Volkshalle - gigantyczna hala 16 razy większa od Bazyliki Św. Piotra w Rzymie.
Gmach miał być przykryty kopułą o obwodzie 250 m i wysokości 200 m. Podobno Speer martwił się, że gdy hala będzie pełna, para wodna z oddechów zgromadzonych będzie skraplać się pod sufitem. Innymi słowy: wewnątrz budynku będzie padał deszcz.
Największym wyzwaniem dla konstruktorów Volkshalle był grząski grunt pod Berlinem. Speer obawiał się, że kolosalne obiekty takie jak hala i łuk triumfalny zapadną się pod własnym ciężarem.
Aby zbadać ryzyko, w mieście ustawiono betonowy blok o nazwie Schwerbelastungskörper, który ważył ponad 12 tys. ton. Ustalono, że jeśli zapadnie się o mniej niż 6 cm, będzie można bezpiecznie stawiać wielkie budowle. Po trzech latach blok osiadł o 18 cm.
Mimo to Hitler zdecydował, że hala i łuk zostaną zbudowane. Ambitne plany pokrzyżował mu oczywiście wynik II wojny światowej. Jedyną wymienioną w tym tekście strukturą, którą możemy podziwiać dziś w Berlinie jest... wielki betonowy blok.