[MISJA SPECJALNA] Nasz redaktor poszedł na Kac-Wawę. Był sam na widowni. I zaśmiał się. Raz

Najgorszy polski film wszech czasów według internautów? Challenge accepted.

Do kina trochę się spóźniłem, więc po nabyciu biletu bez żadnej kolejki (wyprzedane?) nie kupiłem dużego popcornu, nachos, żelek, orzeszków ani dużej Coli na popitkę, tylko poszedłem od razu do sali. Nie chciałem zostać rozpoznany, więc twarz ozdobiłem gustowną maską.

sadsad fot.sad fot. prywatna kolekcja

Oto kinowe alter ego RedB - "Zamaskowany Widz"- który rankami chodzi w przebraniu na chałowe filmy, a potem mówi znajomym, że ich nie oglądał.

Nie dość, że zdążyłem na film, to jeszcze załapałem się na kilka reklam. A wspominam o tym, dlatego, że ich dobór kompletnie mnie rozbroił. Tuż przed filmem poleciały kolejno: reklama tygodnika Duży Format (który opublikował miażdżącą recenzję filmu), czekoladek Merci ze sloganem "merci, tak podziękuję ci..." i, UWAGA , zajawka koncertu Andrea Boccellego. Ostatni łyk kultury i "bye, bye elegancjo" ? To nie mógł być przypadek.

Na sali oprócz mnie była jedna osoba. Zaczął się film, padł pierwszy, wyjątkowo ordynarny suchar i słyszę śmiech. Myślę sobie: "niemożliwe, na pewno mu się kawał przypomniał". Ale nie, facet śmiał się sumiennie na każdym puszczonym bąku. Widać koneser, bo o puszczaniu oka w filmie nie było mowy.

 

Powoli zacząłem wątpić we własną kondycję, a wydawało mi się, że przygotowany byłem całkiem nieźle - w domu obejrzałem "Gulczas, a jak myślisz?" i "Hakera" z Bartoszem Obuchowiczem za jednym zamachem. Ale nie dałem się złamać.

Nagle mój towarzysz odebrał telefon, chwilę pogadał i poszedł do domu. Czyżby zamówił sobie taksówkę? Byłem sam i mogłem się śmiać do woli bez obaw, że ktoś mnie zlinczuje. Ale jakoś nie było okazji. Scenariusz pisali chyba goście z CKM-u, bo Kac Wawa ocieka "maczyzmem" - "3D" widać chyba tylko w przerywnikach z gołymi babami ( "Kac Wawatar" to to nie jest), a jedyna łza jaka spływa z ekranu - to ta spod pachy. Po niektórych ripostach nawet strzelał pistolet - prawie jak w Bondzie . Pojawił się nawet tajemniczy "Pan Q" w osobie enigmatycznego staruszka, który pomógł Szycowi odszukać żonę.

Świadom nienawiści internautów do "Kac Wawy" podszedłem do niej z dystansem (choć nie było łatwo) i przyznaję się bez bicia - raz się zaśmiałem. Śmieszna okazała się parodia nocnego teleturnieju, w którym pewna prawidłowości jednej z odpowiedzi prezenterka (na co dzień tancerka egzotyczna) pyta o to, który z muzyków nie żyje: Elvis Presley czy Michael Jackson?

Z tej okazji przejdźmy do TOP 3 najbardziej żenujących, podprogowych grepsów o "bara, bara":

3. "Światło się paliło, więc pomyślałem, że puknę" 2. "Studiuję pszczelarstwo - bzykanie, zbijanie bąków i wydłubywanie miodu z uszu" 1. "Studentki pilne - egzamin ustny zdany"

Większość akcji filmu dzieje się w limuzynie, agencji towarzyskiej i pod wejściem do klozetu, z którego Michał Milowicz właściwie nie wychodzi (metafora?) . Ale co według twórców można zrobić w Warszawie? Np. załatwić się pod palmą na rondzie DeGaulle'a, zobaczyć, która godzina na Pałacu Kultury, zjeść ohydny kebab i postrzelać do ludzi na Nowym Świecie. To tyle atrakcji.

Najgorsza akcja PR roku? Bardzo podejrzani fani "Kac Wawy" ZOBACZ WIĘCEJ >>

sdasda sda fot. kadr z youtube.com

Ale i tak najmniej w "Kac Wawie" jest samego kaca. I to chyba największe nieporozumienie w filmie, bo aktorzy robią z siebie idiotów, nie powiem - fachowo, bez żadnych wyrzutów sumienia. Gwiazdy grają jakby wrzucono im "przygłupex" do drinka. Możliwe, że na planie bawili się świetnie, ale skoro zgodzili się na premierę filmu musieli niewiele z niego pamiętać.

Jak producenci filmu chcieli odgryźć się krytykom? ZOBACZ WIĘCEJ >>

Niestety prawda jest taka, że o kacu więcej powiedział Pablo z Mielna w kilka sekund, niż Łukasz Karwowski w 90 minut.

 

Przy końcówce film miał szansę na odrobinę autoironii, ale spartaczył ją najbardziej niedorzecznym finałem wszech czasów. Oto dwóch alfonsów ucieka w przebraniach za granicę, bo w Polsce są spaleni przez żenujący film w internecie (zaufajcie nam, nie chcecie wiedzieć jaki...) ze swoim udziałem. To trochę tak jak z "Kac Wawa", tylko w Polsce oprócz nas, Krzysztofa Vargi i Tomasza Raczka chyba nikt jej nie obejrzał.

Wniosek? Na kaca po "Kac Wawie" nie pomogą wszystkie kefiry świata, woda po kiszeniu ogórków, 2KC, praca na budowie, chinina w toniku, babciny rosołek ani nawet klin. To jest obecnie największe kinowe wyzwanie, jakie można sobie wyobrazić. Trochę oczywiście dzięki opinii internautów, ale kto wie, może "Kac Wawa" zapoczątkuje nowy gatunek - "kinowy survival". My ostrzegamy: tylko na mocną głowę! A wam jak minął "Kac Wawa"?

8 osób, którym internet zrujnował życie >>

Najlepsza reklama uczelni, jaką widzieliśmy [UWAGA! CZARNY HUMOR] >>

Więcej o: