82-latek zmarł na raka płuc 26 stycznia. I chociaż rodzina od lat uważała go za dziwaka, spełniła jego ostatnią wolę. Mężczyzna został zabalsamowany i posadzony na Harleyu-Davidsonie Electra Glide z 1967 roku. Potem Standleya i jego pojazd umieszczono w wielkiej pleksiglasowej trumnie.
Jednak to nie wszystko. Zamiast standardowego w takich sytuacjach garnituru, mężczyznę pochowano w czarnym skórzanym kombinezonie i przezroczystym kasku. Oprócz tego ciało zostało przymocowane do motocykla, żeby nie zsunęło się z pojazdu podczas pochówku.
Zrobił dla nas tyle dobrego przez te wszystkie lata, więc przynajmniej mogliśmy sprawić, żeby odszedł w sposób, jaki sam sobie wybrał - powiedział dziennikarzom syn Standley'a, Pete.