Ktoś próbował włamać się do Białego Domu. Okazało się, że włamywaczem jest... bobas

Biały Dom wielokrotnie kusił tych, którzy chcieli mieć swoją chwilę sławy, dlatego agenci Secret Service zawsze muszą bacznie pilnować siedziby prezydenta. Ale tego, co wydarzyło się tam wczoraj, raczej nikt nie mógł przewidzieć. Chwilę po 20:00 dziennikarze czekający na oświadczenie Baracka Obamy zauważyli dziwne poruszenie na trawnikach Białego Domu. Okazało się, że wszystkiemu winny jest... bobas.

O zdarzeniu nie wiadomo zbyt wiele. Jak oświadczył rzecznik Secret Service, w czwartkowy wieczór brzdącowi udało się przecisnąć przez ogrodzenie przy północnej bramie Białego Domu. Zaalarmowało to agentów, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo prezydenta. Chociaż szybko okazało się, że zagrożenie jest (dosłownie) niewielkie to trzeba było postąpić zgodnie z protokołem. Oznaczało to, że bramy do Białego Domu i Pennsylvania Avenue zostały zamknięte.

Chcieliśmy poczekać aż nauczy się mówić, żeby go przesłuchać, ale w końcu został oddany rodzicom - zażartował w oświadczeniu rzecznik Secret Service, Edwin Donovan.

Ku naszemu rozczarowaniu bobas-włamywacz nie udzielił żadnego komentarza w tej sprawie. Prawdopodobnie nie będzie mógł tego zrobić przez kilka najbliższych miesięcy, dopóki nie nauczy się mówić.

Okolice Białego Domu są zamykane dość często z powodu podejrzanych paczek pozostawianych nieopodal siedziby prezydenta i ludzi, którzy próbują przeskoczyć przez ogrodzenie. Jednak goście tacy, jak wczorajszy włamywacz nie pojawiają się tam zbyt często.

Więcej o: