Spodobało ci się? Polub nas
Jordan, choć powoli przygotowywał się do dłuższego rejsu, nie posiadał praktycznie żadnego doświadczenia na morzu. Feralnego dnia wypłynął jedynie na krótką wycieczkę na ryby. Niestety nie miał szczęścia.
Własnoręcznie remontowana przez Luisa łódź uległa wypadkowi, maszt pękł, a 37-letni żeglarz złamał rękę. Ranny nie był w stanie naprawić szkód, dopóki nie wydobrzał na tyle, by postawić maszt zastępczy.
Jednocześnie zepsuły się także wszystkie systemy komunikacji, uniemożliwiając 37-letniemu Jordanowi wezwanie pomocy. Kiedy skończyły mu się zgromadzone na łodzi zapasy, zaradny rozbitek zaczął łowić ryby, wykorzystując swoje ubrania jako sieci. Problemem było uzyskanie wody pitnej. W trakcie tych dwóch miesięcy mało padało, a ponadto fale często zalewały zbiorniki ze słodką wodą.
Nie bez powodu jego statek nazywa się Angel - czyli Anioł. Bardzo religijny mężczyzna twierdzi, że to intensywne modlitwy pomogły mu przeżyć. Modliła się też jego cała rodzina.
Ratunek przyszedł w samą porę. Rozbitka wypatrzyła załoga niemieckiego kontenerowca około 400 km od wybrzeża Karoliny Północnej. Ratownicy twierdzą, że nie słyszeli nigdy, by ktoś tak długo przeżył sam na morzu.
Skąd wypłynął Louis Jordan i dokąd zniosły go prądy oceaniczne fot. deser.pl fot. deser.pl
Dziś Louis znajduje się w szpitalu. Pomimo odwodnienia i niedożywienia był w stanie wejść do budynku o własnych siłach.