Ten bezdomny ma tylko jedno marzenie: chce, żeby to nagranie zobaczył jego syn

"Bezdomny podszedł do pianina. Zagrał tak, że wszystkim szczęki opadły" - tak można by zatytułować nagranie, które od kilku dni rozchodzi się po internecie. Historia Donalda nie jest oczywista.

Spodobało ci się? Polub nas

Jeżeli nie natknęliście się na to nagranie, to obejrzycie koniecznie. To utwór zespołu Styx "Come sail away". A gra go Donald, bezdomny w Sarasocie na Florydzie. I ma tylko jedno marzenie z tym związane: żeby nagranie zobaczył jego syn. I by go odnalazł.

Filmik, na którym Donald gra "Come sail away", zostało zrobione przed jedną z restauracji w Sarasocie. Miasto w ramach projektu kulturalnego w całym mieście rozstawiło instrumenty - tak żeby "ludzie mogli się wyrazić". Donald skorzystał z tej możliwości inaczej - żeby zarobić jakieś pieniądze.

Właściciel knajpy, pomimo że popiera pomysł gry i jest zachwycony tym, jak robi to Donald, stara się jednak powstrzymywać entuzjazm przechodniów. Podkreśla w rozmowie z lokalną telewizją KULR-8, że z jednej strony to dobrze, że takie osoby chcą dorobić, grając. Lepsze to, niż nie robić nic. Ale zwraca też uwagę, że w tej konkretnej sytuacji trudno zignorować element uzależnienia . - Staramy się kontrolować, jak dużo ludzie wrzucają do kapelusza. Ale nie dlatego, że jesteśmy przeciwni wynagradzaniu w ten sposób. Po prostu te pieniądze idą potem na substancje odurzające. Po godzinie Donald wraca, bo chce jeszcze dorobić, ale nie jest już w stanie siedzieć przy pianinie. I ten obraz łamie serce - mówi stacji właściciel restauracji.

Donald Gould - bo tak nazywa się bezdomny mężczyzna - ma 51 lat i jest weteranem. Na ulicy żyje już 7 lat. Grać nauczył się jeszcze jako dziecko i do dzisiaj to jego pasja (chociaż kiedyś grał na klarnecie). Po odbyciu służby próbował studiować, ale nie starczyło mu pieniędzy i musiał rzucić uczelnię. Po kilku latach szukania pracy wylądował na ulicy. Teraz pytany o pracę nie mówi o graniu (chociaż jest multiinstrumentalistą). Twierdzi, że chętnie zaczepiłby się chociaż gdzieś na budowie.

Jego żona zmarła przed laty, a przez problem z narkotykami stracił prawo do opieki nad synem. Dzisiaj nie mówi o tym, że chciałby się nim zajmować. Wystarczyłoby mu go zobaczyć.