Jego dom otoczyli młodzi ludzie. Okazało się, że mieszkają w nim Pokemony...

Szaleństwo szukania Pokemonów ogarnia coraz więcej ludzi. I powoduje coraz dziwniejsze sytuacje.

Historię Boona Sheridana opisał Independent. Kiedy Boon wstał z łóżka, zobaczył, że koło jego domu kręcą się młodzi ludzie, wpatrzeni w swoje smartfony. Było ich coraz więcej i więcej.

Podchodzili do jego domu i odchodzili. W międzyczasie ciągle pojawiali się nowi. Przez jego cichą zazwyczaj ulicę zaczęło przejeżdżać coraz więcej samochodów. Wszystkie zwalniały, podjeżdżając pod jego dom. 

Co się okazało? W grze Pokemon GO, która polega na łapaniu wirtualnych stworów, dom Sheridana widnieje jako stary kościół.  Wraz z żoną  kilka lat temu zamienili ten zamknięty kościół w niezwykły dom.

Dziesiątki młodych ludzi zaczęło więc zjawiać się przed domem Sheridana w poszukiwaniu "kościoła".

 

Sheridan komentował to w następujący sposób na Twitterze:

Mieszkanie w starym kościele może oznaczać wiele rzeczy. Dziś oznacza to, że mój dom stał się miejscem Pokemonów.

Boon uważa, że gra może spowodować wiele kłopotów. Na przykład sąsiedzi, widząc dużo młodych ludzi kręcących się koło domu "z Pokemonami", mogą uznać, że odbywa się tu handel narkotykami albo inna zakazana działalność.

Ciche miejsca zamienią się w gwarne, pełne ludzi. Boon obawia się, że może to spowodować spadek wartości niektórych mieszkań i domów. 

Uważa też, że może to doprowadzić do dramatycznych konsekwencji, jeśli właściciele mieszkania zechcą skorzystać z praw do obrony ich terytorium, gdy ktoś, szukając Pokemonów, na nie wejdzie. Może dojść nawet do tragedii...