Jeden, drugi, trzeci telefon. Do "bólu brzucha" karetka nie jeździ. 57-latka z Pleszewa zmarła

Panią Władysławę bolał brzuch, więc córki wezwały karetkę. Od dyspozytora usłyszały, że to zbyt błahy powód. Dopiero po dobie, dzięki interwencji radnej z Pleszewa, kobietę zawieziono do szpitala. Tam zmarła.

57-latka chorowała na cukrzycę, miała także wszczepiony rozrusznik serca. Gdy córki dowiedziały się, że w sobotę 11 marca mama ma silne bóle brzucha, od razu zdecydowały, że wezwą pogotowie.

Dyspozytor tłumaczył zdenerwowanym kobietom, że do bólu brzucha pogotowie nie przyjeżdża - pisze "Głos Wielkopolski", który jako pierwszy nagłośnił sprawę.

Kobiety nie dawały za wygraną - kilkakrotnie dzwoniły po karetkę, ale za każdym razem odmawiano im przyjęcia zgłoszenia. Następnego dnia rano stan pani Władysławy zaczął się pogarszać. Zamówiły więc taksówkę. Kierowcą okazał się przewodniczący osiedla Grzegorz Jentek. Mężczyzna przekonał córki, że chora matka nie powinna być przewożona zwykłym samochodem. W ich imieniu poprosił o pomoc radną, 

Ta podczas pierwszej próby wezwania karetki usłyszała, że nie jest członkiem rodziny i nie może dzwonić w imieniu chorej.

- Zadzwoniłam drugi raz i przedstawiłam się jako radna. Poprosiłam o nazwiska i identyfikatory osób, z którymi wcześniej rozmawiałam. Powiedziałam, ze jeśli kobieta umrze, to będzie za to odpowiedzialna - opowiada o swojej interwencji Renata Garsztka w rozmowie z tvn24.pl

"Usłyszeliśmy, że mama nie żyje"

Po tym telefonie po panią Władysławę przyjechał ambulans. Trafiła do szpitala późnym popołudniem w niedzielę. Nazajutrz jej stan znacznie się pogorszył.

- W poniedziałek rano jeszcze do mnie zadzwoniła i powiedziała, że czuje się coraz gorzej. Pojechaliśmy do niej. Kiedy już przy niej staliśmy, powiedziała tylko parę słów i zamknęła oczy. Poleciałam po lekarza. Po kilkunastu minutach usłyszeliśmy, że mama nie żyje - relacjonuje jedna z córek.

Nie wiadomo, co było przyczyną śmierci pani Władysławy (rodzina odmówiła sekcji zwłok). Bliscy zmarłej rozważają jednak złożyć skargę do prokuratury na dyspozytora.

Sprawię zbada także wojewoda wielkopolski. Wewnętrzna kontrola ma wykazać, czy pracownicy dyspozytorni mogli w tej sytuacji zachować się inaczej. 

A TERAZ ZOBACZ: Kaczyński w Sejmie: " Wy kompromitujecie Polskę!"

Więcej o: