Historię pani Magdaleny opisał portal trojmiasto.wyborcza.pl. Kobieta w marcu 2014 roku postanowiła zrobić sobie pierwszą w życiu trwałą ondulację. Wybrała jeden z gdańskich salonów, w którym pracowała jej znajoma. Jak się okazało, to był zły wybór.
Po zabiegu pani Magdalena wpadła w histerię. Jej włosy zaczęły wypadać. Zapłakana poszła po pomoc do sąsiadki. Po chwili zjawiła się tam też znajoma fryzjerka, która przyniosła ze sobą odżywkę i nałożyła ją na spalone włosy. Nic to jednak nie dało - włosy "fruwały po całym mieszkaniu".
Według trójmiejskiej "Gazety Wyborczej", pani Magdalena powiedziała przed sądem, że "wycofała się z życia towarzyskiego, bo wstydziła się swojego wyglądu".
Na zabiegi regeneracyjne pani Magdalena wydała łącznie 737,30 zł. Miesiąc po wizycie w salonie wezwała fryzjerkę do zapłaty w ciągu trzech dni 10 tys. zł tytułem zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Zdjęcia, nagranie z monitoringu i zeznania innych klientów salonu potwierdziły wersję pokrzywdzonej. Za cierpienia fizyczne i psychiczne (pani Magdalena do dziś leczy się psychiatrycznie) fryzjerka ma zapłacić pani Magdalenie 10 tys. zł zadośćuczynienia.
Wyrok zapadł w lutym, orzeczenie jest nieprawomocne. Pozwana fryzjerka złożyła apelację.
A TERAZ ZOBACZ: FBI sprawdza, czy Rosja pomogła wygrać Trumpowi