Pan Andrzej miał spuchniętą nogę, a lekarze odsyłali go od drzwi do drzwi. Zmarł 5 dni później

57-letni mieszkaniec Nowego Dworu Mazowieckiego źle się poczuł. Poszedł do lekarza, a ten skierował go do szpitala. Pacjenta odsyłano do kolejnych specjalistów, jednak nikt nie udzielił mu odpowiedniej pomocy.

Mąż pani Renaty Cybuli w grudniu ubiegłego roku trafił do szpitala w Nowym Dworze Mazowieckim. Jego noga puchła i robiła się coraz bardziej sina. Pani Renata jest z zawodu pielęgniarką i czuła, że to niepokojące objawy, zwłaszcza że historia choroby jej małżonka była długa. Pan Andrzej przeszedł kilka lat temu rozległy zawał serca. 

Zabrakło empatii?

Jak informują reporterzy programu Uwaga, 57-latek udał się do lekarza, ten skierował go do szpitala, później do następnego i ponownie do lekarza pierwszego kontaktu, który również odesłał chorego do szpitala.

Wreszcie chory mężczyzna zarejestrował się na SOR. Przebywał tam do północy, następnie ok. 3 rano przewieziono go do szpitala bródnowskiego w celu wykonania koniecznego do diagnozy badania - USG żył. Rano był już w domu. Rzecznik Szpitala Bródnowskiego twierdzi, że chory został wypisany, bo nie było żadnego powodu, by pozostał w szpitalu.

Ktoś zawinił

Pan Andrzej nadal nie czuł się dobrze i ponownie zgłosił się do lekarza pierwszego kontaktu, który wypisał skierowanie do szpitala, ponieważ podejrzewał ostrą niewydolność krążenia. Żona 57-latka zwróciła się z prośbą do placówki, w której pracuje, o przyjęcie męża na oddział. Niestety, mimo pobytu w szpitalu, pan Andrzej zmarł.

Jego rodzina zgłosiła sprawę do prokuratury i zażądała sekcji zwłok, ale wykonanej niezależnie od szpitala. Wszczęto śledztwo w kierunku narażenia pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia oraz nieumyślnego spowodowania śmierci.

Więcej o: