W takim pogrzebie mieszkańcy Siemkowa, małej wioski leżącej ok. 15 km od Świecia, nigdy wcześniej nie uczestniczyli. Jak podaje "Fakt", pan Andrzej przez ostatnie lata życia narzekał na kłopoty ze zdrowiem. Pod koniec 2016 roku zmarł na wylew, pod płotem, kilkaset metrów od domu, gdy wracał od kolegi.
Z prośbą o pochówek rodzina zwróciła się do proboszcza parafii w Bukowcu. Ku ich zaskoczeniu, dopiero przed nabożeństwem ksiądz oznajmił, że nie zezwala na wniesienie trumny do kościoła. "A to dlatego, że zmarły za życia źle mówił o księdzu, nie chodził do kościoła, nie przyjmował też księdza po kolędzie" - podaje "Fakt".
Rodzina zmarłego nie kryła oburzenia decyzją księdza. Krewni pokreślili, że pan Andrzej był i chrzczony i bierzmowany, nawet pomagał przy budowie kościoła.
Ale chyba jeszcze większe rozczarowanie przeżyli podczas kazania w trakcie pogrzebu. - Ksiądz mówił, że rodzice go źle wychowali. Że jakie życie, taka śmierć. Nie dało się tego słuchać. Takie słowa podczas mszy… - wspomina kuzyn zmarłego dla fakt.pl.
Zobacz także: Dzięki przyjaźni z kotem, autystyczna Iris zaczęła malować i kontaktować się z otoczeniem