90-letni Jan umarł w październiku 2016 roku. Henryk W., właściciel zakładu pogrzebowego, pojechał po ciało ze znajomym do prosektorium skarżyńskiego szpitala. - Worek [ze zwłokami – red.] był zakryty. Była tylko kartka z imieniem i nazwiskiem. Tej osoby, po którą przyjechaliśmy. Czyli Jana - cytuje wypowiedź mężczyzny kielecka "Gazeta Wyborcza".
Jeszcze przed pogrzebem otwartą trumnę z ciałem wystawiono w kaplicy. Córka zmarłego miała krzyknąć "Tato, to nie ty". Ale jej mąż zaczął ją uspokajać, że ludzie po śmierci się zmieniają. 5 października odbył się pogrzeb. Ale raptem za dwa dni rodzinę spotkał kolejny dramat.
Do prosektorium przyjechał właściciel innego zakładu. Chciał odebrać zwłoki zmarłego Andrzeja. Wtedy okazało się, że wydano je już wcześniej. A na miejscu zostało – nie wiedzieć czemu – ciało 90-letniego Jana.
Właściciel zakładu pogrzebowego Henryk W. Pojechał więc do grabarza. - Zaszła pomyłka, w grobie pochowano kogoś innego - powiedział zdenerwowany
Po tych słowach obaj udali się otworzyć grób. Płyta nie była jeszcze zamurowana. 63-letni grabarz zabrał trumnę i włożył ją na karawan. Wyjęte zwłoki Andrzeja, które dwa dni wcześniej pochowała rodzina Jana, Henryk W. zawiózł do skarżyskiego zakładu pogrzebowego, z którym współpracował. Tu ciało rozebrał, przygotował, włożył do worka i pojechał do prosektorium. Tam czekała już na niego policja. Szpital o sprawie zawiadomił prokuraturę.
Właściciel firmy został oskarżony o znieważenie zwłok i składanie fałszywych zeznań. Grozi mu 8 lat wiezienia. W trakcie procesu, który właśnie ruszył, powiedział, że gdy dowiedział się o tej fatalnej pomyłce, "ziemia się pod nim zapadła".
Rodzina zmarłego zna go od lat. Uważa, że wina leży po stronie prosektorium, a nie jego. - Za drugi pogrzeb nie wziął pieniędzy. Zamówił mszę. Jest szanowanym człowiekiem w Szydłowcu, uczciwym. To nie on zawinił - powiedział zięć zmarłego na łamach kieleckiej "Gazety Wyborczej".
Według dyrektora lecznicy osobą odpowiedzialną za wydawanie zwłok jest pracownica prosektorium. - To niemożliwe, aby zwłoki były zamienione u nas, na oddziale - broni się pielęgniarka. Z kolei sędzia prowadząca sprawę pouczyła Henryka W. o warunkach koniecznych do przeprowadzenia ekshumacji.
Jednocześnie prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie zamiany zwłok. Tłumaczenie? "Zdarzenia, które doprowadziły do omyłkowego wydania zwłok były (...) wynikiem błędu, a zatem działania nieumyślnego i stąd nie wypełniły znamion czynu zabronionego" – cytuje uzasadnienie kielecka "Gazeta Wyborcza".