To była gorąca polityczna noc na Wyspach. Znamy już wyniki przedterminowych wyborów parlamentarnych, w których bardzo dobrze poradziła sobie opozycyjna partia labourzystów. Ich przywódca, Jeremy Corbyn, był tak zadowolony z wyników swojego ugrupowania, że spontanicznie postanowił ucieszyć się razem z Emily Thornberry, swoją doradczynią.
Ale coś bardzo nie wyszło. Chyba zawiodła synchronizacja...
Lider opozycyjnych labourzystów już w nocy wezwał szefową rządu do dymisji. - Przesłanie płynące z wyników jest takie - premier ogłosiła wybory, bo chciała mieć większy mandat. A ma mniej miejsc w parlamencie, mniej głosów, mniejsze poparcie i mniejsze zaufanie. Moim zdaniem, to wystarczy by odejść i zrobić miejsce dla rządu, który będzie naprawdę reprezentował wszystkich obywateli tego kraju - mówił Jeremy Corbyn.
Jeremy Corbyn nie zostanie najpewniej premierem, więc do następnych wyborów ma trochę czasu, żeby popracować nad przybijaniem piątki z innymi ludźmi. Póki co on i doradczyni labourzystów nie komentują sprawy ''omsknięcia się'' dłoni Corbyna, i skupiają się na nadzwyczaj dobrych wynikach wyborów. Emily Thornberry, która w gabinecie cieni Corbyna pełni funkcję ministra spraw zagranicznych, już oznajmiła, że po porażce rządu premier Theresa May powinna podać się do dymisji.