O dramatycznych scenach w Zoo Safari w Borysewie poinformowała łódzka "Gazeta Wyborcza". W niedzielę po południu na oczach odwiedzających, lwica zaczęła rodzić. Gdy tylko na świat przyszły młode, inne lwy z wybiegu zaczęły nimi podrzucać, co okazało się tragiczne w skutkach.
"Młode bardzo głośno piszczały, cała zabawa lwów trwała na pewno do godz. 15 i nikt z obsługi nic nie zrobił. Wszystko działo się na oczach dzieci, które wręcz ryczały, gdy widziały te zabawy"- mówi łódzkiej "Gazecie Wyborczej" świadek zdarzenia.
Informacja o śmieci niewinnych lwiątek pojawiła się także na Facebooku pana Łukasza.
Redakcja łódzkiej "Gazety Wyborczej" poprosiła o komentarz właściciela ogrodu w Borysewie. Ten potwierdził, że żaden z pracowników zoo nie pojawił się na wybiegu, aby ratować lwiątka. Okazało się, że opiekunowie nie wiedzieli nawet o ciąży lwicy.
- Kochamy lwy, ale ludzie są ważniejsi. Od razu po narodzinach pierwszego młodego, pracownicy zaalarmowali mnie, co się dzieje. Zadzwoniliśmy po lekarza, ale zanim przyjechał z torbą zastrzyków usypiających, minęły może dwie, a może dwie i pół godziny - tłumaczy na łamach łódzkiej "Gazety Wyborczej".
Dopiero gdy wszystkie lwy uśpiono, opiekunom udało się dostać do trzech młodych lwiątek. Dwa już nie żyły.
Choć właściciel Zoo Safari w Borysewie przyznał, że czasem lwice zagryzają nawet swoje młode, to jednak można było zaoszczędzić tych dramatycznych scen zwiedzającym.