Do tragedii doszło w maju ubiegłego roku. 70-latka miała problemy z krążeniem. Źle się poczuła, więc zadzwoniła pod 112, a potem zasłabła. Dyspozytorka wysłała karetkę z lekarzem na czele załogi. "Zespół próbował dostać się do mieszkania, ale drzwi były zamknięte. Wiadomo, z jakiego numeru dzwoniła kobieta, tyle tylko, że linia pozostawała zajęta" - informuje kielecka Gazeta Wyborcza. Po rozmowie z sąsiadką lekarz uznał, że zgłoszenie może być fałszywe. Zadecydował o powrocie - dodaje GW.
Prokuratura ustaliła, że potem pod domem kobiety pojawił się jej syn. To on wezwał strażaków, ale w oczekiwaniu na nich, sam wyważył drzwi. Tam znalazł matkę. Już nie żyła.
Lekarza oskarżono o bezpośrednie narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia, poprzez zaniechanie działań do udzielenia specjalistycznej pomocy. Grozi mu do 5 lat więzienia. Póki co, dalej pracuje w pogotowiu.