Do zdarzenia doszło w sierpniu 2013 roku w Śniadówce w województwie lubelskim. Był wieczór. Tego dnia 33-letnia Marzena P. źle się czuła. Poszła do łazienki. Rodziców, którzy w tym czasie oglądali w pokoju telewizję, zaniepokoili się. "Ojciec Marzeny B. wszedł do środka i zobaczył, że córka leży na podłodze w kałuży krwi" - informuje "Dziennik Wschodni".
Pogotowie wezwano dopiero po dwóch godzinach. Rodzice powiedzieli ratownikom, że córka poroniła. Dopiero przy wyjściu ojciec wspomniał o noworodku, który został w łazience. "Z relacji ratownika, który poszedł po dziecko wynika, że noworodek był zanurzony w misce z brunatną cieczą. Dziewczynka nie dawała znaków życia" - podaje "Dziennik Wschodni".
Sekcja wykazała, że dziecko urodziło się żywe. Po kilku tygodniach Marzena P. sama zgłosiła się do prokuratury i przyznała do zabójstwa. "Po porodzie napełniła miskę wodą, chwyciła dziecko za główkę i przytrzymywała tak długo, aż utonęło" - cytuje jej zeznania "Dziennik Wschodni".
Powiedziała, że wpadła na pomysł zabójstwa dopiero w trakcie porodu. Przyznała, że zrobiła to z obawy przed utratą pracy w puławskich Zakładach Azotowych. Rodzice, przełożona i chłopak Marzeny P. przekonywali śledczych, że nie wiedzieli o ciąży.
Proces Marzeny B. toczy się za zamkniętymi drzwiami. Kluczowe dla wyroku będą wyniki badań psychiatrów. W przypadku skazania za zabójstwo, kobieta może dostać dożywocie.