Tajemniczą śmierć pacjenta ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie wzięła pod lupę Prokuratura Rejonowa. "Został przyjęty na SOR, zbadany, był wydolny krążeniowo i oddechowo"- informuje krakowska „Gazeta Wyborcza”. Z 36-latkiem była jego rodzina. Mężczyzna przeszedł badania. Po godzinie dostał napadów podobnych do padaczkowych, choć nigdy nie chorował na padaczkę.
- Na SOR robi się rwetes, zaczyna reanimacja. Nie możemy być przy bracie. Po godzinie dowiadujemy się, że nie udało się go uratować. To szok, nie rozumiemy, jak można tak umrzeć w szpitalu - mówi siostra zmarłego w rozmowie z GW.
Jedną sekcję zwłok zrobił szpital, drugą zleciła prokuratura. Obie nie wykazały, co było przyczyną śmierci mężczyzny. Szpital nie ma sobie nic do zarzucenia. - W akcji reanimacyjnej brało udział siedmiu najlepszych specjalistów (...) Niestety, zdarza się, że mimo podejmowanych starań w niektórych przypadkach medycyna jest bezsilna – zapewnia rzecznik placówki w rozmowie z GW.
Rodzina nie może pogodzić się z tym, co się stało i z brakiem odpowiedzi na podstawowe pytanie: dlaczego 36-latek zmarł. Sprawą prawdopodobnie zajmie się sąd.