"Rwetes, reanimacja. Nie możemy być przy bracie". Zagadkowa śmierć 36-latka w krakowskim szpitalu

36-latek ze Skawiny w styczniu trafił na SOR do krakowskiego szpitala. Zaczęło się od zasłabnięcia, potem doszły napady, podobne do padaczkowych. Pomimo reanimacji pacjent zmarł. Do dziś nie wiadomo, co go zabiło.

Tajemniczą śmierć pacjenta ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie wzięła pod lupę Prokuratura Rejonowa. "Został przyjęty na SOR, zbadany, był wydolny krążeniowo i oddechowo"- informuje krakowska „Gazeta Wyborcza”. Z 36-latkiem była jego rodzina. Mężczyzna przeszedł badania. Po godzinie dostał napadów podobnych do padaczkowych, choć nigdy nie chorował na padaczkę.

- Na SOR robi się rwetes, zaczyna reanimacja. Nie możemy być przy bracie. Po godzinie dowiadujemy się, że nie udało się go uratować. To szok, nie rozumiemy, jak można tak umrzeć w szpitalu - mówi siostra zmarłego w rozmowie z GW.

Sekcje zwłok nie rozwiązały zagadki

Jedną sekcję zwłok zrobił szpital, drugą zleciła prokuratura. Obie nie wykazały, co było przyczyną śmierci mężczyzny. Szpital nie ma sobie nic do zarzucenia. - W akcji reanimacyjnej brało udział siedmiu najlepszych specjalistów (...)  Niestety, zdarza się, że mimo podejmowanych starań w niektórych przypadkach medycyna jest bezsilna – zapewnia rzecznik placówki w rozmowie z GW.

Rodzina nie może pogodzić się z tym, co się stało i z brakiem odpowiedzi na podstawowe pytanie: dlaczego 36-latek zmarł. Sprawą prawdopodobnie zajmie się sąd.

Więcej o: