W akcie oskarżenia jest napisane, że profesor otrzymał z kantoru internetowego przelew na 353 tys. zł - donosi gazetawroclawska.pl. I wszystko wydał. W toku śledztwa nie przyznał się do stawianych mu zarzutów i odmówił składania zeznań.
Jak cała seria pomyłek miała wyglądać? Profesor dostaje nienależne mu 353 tys. zł. Próbuje pieniądze oddać i wysyła je do kantoru internetowego. Ten zamienia mu złotówki na dolary i wysyła je na konto walutowe profesora. Próbuje znów je zwrócić i wpłaca na... rachunek inwestycyjny. Wtedy też dochodzi do krachu na rynkach walutowych, a mężczyzna wszystko traci.
Kończy się tym, że kantor pozywa profesora. O wszystkim zadecyduje sąd, a mężczyźnie grozi nawet do 10 lat więzienia.