"Halo! Policja? Jestem w jakimś lochu". W Lublinie odebrali kuriozalne zgłoszenie, ale i tak ruszyli z pomocą

Dyżurny w Lublinie odebrał w nocy bardzo nietypowe zgłoszenie. Rozmówca prosił o pomoc, bo jak twierdził, utknął w lochu.

Mężczyzna zadzwonił do Wojewódzkiego Centrum Powiadomienia Ratunkowego po północy. "Twierdził, że jest chyba w jakimś lochu, nie wie i nie pamięta, jak się w nim znalazł" - informuje "Dziennik Wschodni". Z pomocą wysłano policjantów z komisariatu w Niemcach. Jednocześnie nawiązano kontakt z rodziną poszkodowanego. Próbowano w ten sposób zgromadzić jak najwięcej informacji, które pomogłyby go odnaleźć.

Nie było to jednak takie proste, bowiem 57-latek niewiele pamiętał. - Twierdził, że jest pod ziemią, widzi jakieś światło w górze i słyszy w oddali pociągi - informuje DK nadkom. Renata Laszczka-Rusek z lubelskiej policji.

Kazali mu krzyczeć

Policjanci, pozostając cały czas na łączach telefonicznych z mężczyzną, ruszyli w rejon ulic Dożynkowej, Malwowej i Orzechowej. Umówili, się z nim, że ma głośno krzyczeć. Na zbiegu ulic Brzozowej i Orzechowej usłyszeli krzyk.Tam na jednej z posesji odnaleźli studnię, a w niej 57-latka” - donosi DW.

Wezwani strażacy za pomocą drabiny wyciągnęli mężczyznę na ziemię. 57-latek nie doznał poważnych obrażeń. Okazało się, że miał ponad promil alkoholu w organizmie.

To nagranie z wypadku pokazuje, dlaczego powinniśmy wozić dziecko w foteliku

Więcej o: