Sytuacja miała miejsce w lipcu. Jedna z pracownic sądeckiego przedszkola przyszła o 6:00 do pracy. Widząc zniszczone drzwi, przeczuwała, że ktoś mógł włamać się do środka. Gdy weszła do środka poczuła zapach spalenizny. Jak informuje małopolska policja, kobieta usłyszała dźwięki. Dochodziły z sali w której składowane były materace. Tam znalazła, śpiącego na jednym z dziecięcych materacy, mężczyznę. Od razu wezwała policję. Niestety włamywacz zdążył zbiec.
Mundurowi sprawdzili okoliczny teren i już po chwili zatrzymali 30-letniego mężczyznę, który odpowiadał rysopisowi sprawcy. Szybko ustalili, że do włamania doszło około godziny 22:30. Mężczyźnie chciało się pić - myślał, że zrobi sobie herbatę, ale uszkodził czajnik. Postanowił więc coś zjeść - ugotował i zjadł jajka, które znalazł z w lodówce. Potem podgrzał chleb, który włożył do piekarnika, po czym poszedł spać. To dlatego w pomieszczeniu unosiła się woń spalenizny.
Okazało się, że był pijany. Gdy rano policjanci zbadali go alkomatem, miał prawie promil alkoholu. Policja wyceniła koszt strat, jakich się dopuścił, na 4800 zł. Po wytrzeźwieniu usłyszał zarzut kradzieży z włamaniem, za które to przestępstwo grozi od roku do 10 lat pozbawienia wolności oraz zarzut uszkodzenia mienia. Jednak 30-latek przyznał się do popełnienia tych czynów, więc prokurator zastosował wobec niego środki zapobiegawcze w postaci dozoru policji i zakazu opuszczania kraju.