Dobrze czytacie - 207 kilogramów grzybów. I to nie byle jakich, bo tych absolutnie najlepszych, borowików szlachetnych. Tommy'emu sprzyjała bez wątpienia pogoda w regionie Akershus. Dwa letnie miesiące - czerwiec i lipiec - były przyjemne, ciepłe i suche. Kiedy przyszedł sierpień, przez dwa tygodnie nad południem Norwegii utrzymywały się chmury deszczowe.
Dzięki temu, kiedy 23 sierpnia Tommy Osthagen wybrał się o poranku do lasu, mógł się właściwie kąpać w grzybach. Zbierał je, pakował do kosza, a zawartość kosza wysypywał do bagażnika samochodu. Przejeżdżał kawałek i powtarzał wszystkie czynności.
Grzybów było tyle, że już w połowie dnia miał ich kilkadziesiąt kilogramów. Ale wciąż nie było mu dość.
Mam wrodzoną potrzebę rywalizacji - mówi dziennikowi NRK Tommy. W 2014 roku zebrałem tylko 140 kilogramów grzybów. Chciałem tylko pobić swój rekord.
Jak sobie postanowił, tak też zrobił - ustanowił tym samym nieoficjalny rekord Norwegii, a kto wie, czy nie świata.
Tommy jest zapalonym zbieraczem nie tylko grzybów. Ma własną firmę, która dostarcza norweskim restauracjom ręcznie zbierane, sezonowe jedzenie. Grzyby, które zebrał, trafią na norweskie stoły.
Jakie rady ma grzybiarz dla nas, zwykłych ludzi, dla których 10 zebranych kurek jest powodem do niebywałej dumy? Przeczytajcie:
Żeby grzyby były dobrej jakości i nie spleśniały, trzeba je zbierać nie nad ranem, ale w okolicy poranka - kiedy poranna rosa już wyschnie. Trzeba też dobrze wyczuć moment, w którym grzyby się pojawią. Wystarczy przyjechać do lasu o dzień za wcześnie, i nic nie zbierzecie. A jeśli traficie idealnie, to będzie tych grzybów więcej, niż dacie radę zebrać.
Cóż, jak widać takie "idealne dni na grzybobranie" zdarzają się tylko Tommy'emu... Zazdrościmy mu - nie ma na tym świecie nic lepszego nad makaron z grzybami.