Wszystko działo się w 2014 roku, sprawę opisała łódzka "Gazeta Wyborcza". Ksiądz zdobył hasło do poczty i Facebooka 17-letniej parafianki. „W jaki sposób? Nie wiadomo, ale dziewczyna nie podała mu ich” - ustaliła GW. Ksiądz regularnie przeglądał korespondencję nastolatki. Jego uwagę przykuły rozmowy z nauczycielem. Uznał, że musi interweniować.
Skopiował ich korespondencje i zdjęcia. W sumie dokument, który ma potwierdzić jego przeczucia liczy aż 170 stron. Pokazuje go proboszczowi. Ten nie ma wątpliwości i od razu zawiadamia dyrekcję szkoły, do której uczęszcza nastolatka.
Dyrekcja zawiadamia rodziców nastolatki. Jednak ani ona, ani 42-letni belfer nie przyznają się do romansu. Wszyscy twierdza, że łączą ich jedynie korepetycje. Mimo to nauczyciel słyszy, że mają przestać utrzymywać jakiekolwiek relacje. Sprawa zostaje zamknięta. Ale tylko na 2 lata.
W grudniu 2016 roku, ksiądz składa zawiadomienie w łódzkim kuratorium oświaty. Nauczyciel zostaje zawieszony, a prokuratura wszczyna śledztwo. Nauczyciel stanie przed sądem. „Oskarżany jest o to, że doprowadził do kontaktu seksualnego lub innej czynności seksualnej, wykorzystując stosunek zależności, jaki występował pomiędzy nimi” - informuje GW.
Przed sądem będzie musiał tłumaczyć się także wicedyrektor, który wiedząc o podejrzanych relacjach nauczyciela z uczennicą, nie powiadomił odpowiednich służb.
Wśród uczniów emocji nie budzi bliski kontakt dziewczyny z 42-latkiem, a zachowanie księdza. Jak podaje GW, uczniowie uważają, że to on jest czarnym charakterem tej historii.