Ania i Radek odłożyli na wspólne mieszkanie 600 tysięcy złotych. Niestety okazało się, że kwota na trzypokojowe mieszkanie w Warszawie jest o wiele za mała. Jednak na ratunek przyszła im oferta z agencji nieruchomości.
Po obejrzeniu wielu obskurnych mieszkań, agentka pokazała parze 75-metrowe lokum przy głównej ulicy na Mokotowie. Jego cena wynosiła 7,5 tys.zł za metr kwadratowy, kiedy w tej okolicy nie da się kupić nic poniżej 10 tys. zł za metr.
Przyczyna szybko wyszła na jaw. Jak podaje wp.pl, w mieszkaniu do niedawna działała agencja towarzyska. Mimo to para ku radości sąsiadów zdecydowała się na zakup i rozpoczęła remont.
Problemy zaczęły się natychmiast. Stali klienci dobijali się do mieszkania dniami i nocami. Pewnego razu jeden z nich uznał nową właścicielkę za jedną z prostytutek i zarządał od niej wiadomych usług.
Wreszcie Ania i Radek wynegocjowali podczas zebrania wspólnoty kamienicy, aby spec od domofonu pogrzebał przy instalacji. Dzięki temu mieszkanie otrzymało nowy numer, a para przestała być nagabywana.
Kolejnym etapem w tworzeniu swojego kąta dla Ani i Radka był remont kuchni. Gdy sprzątali bałagan znaleźli szokujące przedmioty. Na półkach pod piekarnikiem leżały 3 grube notesy z zapiskami pracujących w mieszkaniu prostytutek.
"Nie odbierać. Agresywny po alkoholu", "Dziwnie. Za kotarą były matka i żona" - to jedne z wielu komentarzy dotyczących klientów kobiet, jakie znajdowały sie w zeszytach.
Jak zaczęłam to czytać, to zrobiło mi się przerażająco smutno. To były setki klientów. Dopiero wtedy dotarło do mnie, ile te dziewczyny musiały przejść, jak tragiczne było ich życie- zwierzyła się w rozmowie z dziennikarzem Agnieszka.