Na pogrzebie 15-latka z Radzymina doszło do awantury. Po słowach proboszcza nad trumną ludzie wyszli z kościoła

Lokalny dziennik ''Podwarszawskie Wieści'' opisuje awanturę, do której miało dojść na pogrzebie nastolatka, który zginął w tragicznym wypadku z udziałem pijanego kierowcy.

21 stycznia pod Radzyminem pijany kierowca potrącił 15-letniego chłopca. Dziecko zmarło na skutek odniesionych obrażeń, pomimo natychmiastowej reanimacji. Kierowca miał 1,76 promila alkoholu we krwi.

Nikt nie spodziewał się awantury, która rozpętać miała się dwa dni później na pogrzebie chłopca - donosi portal Wieści Podwarszawskie.

Jak wynika z relacji portalu, oburzenie wywołały słowa księdza proboszcza, który oznajmił, że nie odprawia mszy żałobnej. Wszystko dlatego, że... chłopiec nie chodził na religię:

- Jak wiecie, stała się wielka tragedia.On nie chodził na religię, czym doprowadził do publicznego zgorszenia. Co gorsza, namawiał innych by tak postępowali. Skoro wypisał się z wiary, to nie jest naszym parafianinem –

Miał mówić ksiądz do około 800 zebranych w kościele osób. Objaśnił też, że powinien zacząć obrządek na cmentarzu, a nie w kościele, ale ze względu na prośbę jednego z rodziców dziecka, zmienił zdanie. Jeszcze raz miał podkreślić, że nie prowadzi mszy żałobnej, po czym część zebranych miała po prostu wyjść z świątyni.

Te słowa miały być zaczątkiem prawdziwej awantury. Jak wynika z tekstu, niektórzy zaczęli z proboszczem się kłócić, ktoś miał krzyczeć o skandalu, ktoś o wypitym alkoholu oraz o pedofilii. Zareagować też musiała oczywiście rodzina zmarłego chłopca. Wedle ustaleń ''Podwarszawskich Wieści'' ludzie płakali, a ktoś nawet zasłabł.

Awantura trwać miała aż do momentu, gdy padła propozycja, by resztę obrządku dokończył wikary, który wywiązał się z tego zadania bez większych problemów. Dziecko zostało pochowane. 

Opowieści o zajściu odbiły się szerokim echem w sieci, sam tekst ''Wieści'' wyświetlono na stronie około 30 tysięcy razy. 

Redkacja ''Wieści'' skontaktowała sie z księdzem w tej sprawie. Ten tłumaczy, że otrzymał od szkoły informację o tym, że chłopiec wypisał się z religii przy pomocy mamy. Dla duchownego miała to być trudna informacja, tym bardziej, że chłopiec miał jeszcze namawiać innych do pójścia w jego ślady:

(...) nie rozumiałem tych działań. Zastanawiałem się, dlaczego zamiast dawać świadectwo wiary, po przyjęciu dopiero co aktu bierzmowania, chce od wiary odstąpić? Nijak nie mogłem pojąć, jaki ma sens odciąganie kolegów od katechezy, to przecież nic innego jak sianie zgorszenia - powiedział w rozmowie z reporterem ''Wieści''.

Podkreślił też, że nie dane mu było powiedzieć wszystkiego, co zaplanował. Nie zakładał też, że dojdzie do tego, co się stać miało w kościele.

Czytelnicy komentują sprawę pod tekstem. Jeden z nich zastanawia się: 

Dlaczego nikt nie zapyta co było powodem wypisania z lekcji religi! A co do wypowiedzi księdza w artykule się nie zgodzę ponieważ jest nagranie które wskazuje jak ksiądz postąpił (pisownia oryginalna, przyp.red.) 

Inni z kolei bronią proboszcza:

 ksiądz nie wziął ani grosza za pogrzeb nie dali mu dokończyć jego wypowiedzi na ten temat on zawsze wszystkie kazania pogrzebowe ładnie rozwija i nie chciał napewno nikogo skrzywdzić najwiecej mają do powiedzenia ludzi którzy nie byli na pogrzebie i są nie wierzący (pisownia oryginalna, przyp.red.) 

Ktoś też zwraca uwagę na jednoznaczny wydźwięk pamiętnej wypowiedzi:

Nie można przejść obojętnie wobec faktu, że ksiądz nad trumną dziecka ogłasza zrozpaczonym rodzicom, dziadkom i kolegom, że zmarły jest poza Kościołem i nie należy mu się chrześcijański pochówek. To dla większości wiernych oznaczało jedno: dziecko już jest potępione. Nie chodzenie na lekcję religii przez 4 miesiące w myśl miłosiernego kapłana spowodowało, że Jezus Chrystus odeśle go po śmierci prosto do piekła.

Pojawił się też komentarz od koleżanki z klasy zmarłego:

Chodziłam z tym chłopcem do klasy przez ponad 9 lat znałam go od małego. Był on osobą, która wpisała się z religii z powodów znanych mi, jemu i prawdopodobnie jego rodzicom. Jednakże chodził on do kościoła i wierzył w Boga. Nie wiem kto naopowiadał takich głupot jakoby namawiał on innych do zrezygnowania z lekcji religii, ale on absolutnie nie zrobił by czegoś takiego a osoba która rozpowiada takie głupoty powinna się chyba zastanowić zanim coś powie

Niezależnie od oceny działania proboszcza i całej sytuacji, niewątpliwie rację ma użytkownik zibi, który napisał:

Sprawa jest na pewno trudna dla rodziny.

O podobnych zajściach pisaliśmy też wcześniej. 


W 2017 roku proboszcz parafii na osiedlu Zatorze w Pabianicach pochował pana Piotra. Ale już przed samym nabożeństwem ksiądz podszedł do rodziny obwieścić, że zmarły nie zasługuje na modlitwę. - Mszy nie będzie. Zrobicie kiedy indziej. Brat był pijak, jemu się msza nie należy - cytuje jego wypowiedź siostra zmarłego w rozmowie z Gazetą Wyborczą. - Poczułam się, jakby mi kto w mordę dał - dodaje pani Ewa.

Rodzina poprosiła duchownego, by chociaż 20 minut poświęcił na modlitwę za pana Piotra. Ksiądz zgodził się i miał nie mówić o zmarłym. Jednak mowa pogrzebowa, jaką wygłosił, oburzyła rodzinę zmarłego.

- Mówił, że Piotrek pił i bił matkę, że w Boga nie wierzył - mówi sąsiad rodziny w rozmowie z Gazetą Wyborczą. Siostry zmarłego odpowiedziały księdzu, że alkoholizm to choroba. Wtedy prałat miał się oburzyć, że mają czelność przerywać mu kazanie.

Wznowił mszę dopiero po kilkunastu minutach. Jak informuje GW, nad grobem szeptem rzucił „Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz”. Nie wyczytał mszy za zmarłego. Na koniec wziął od rodziny za mszę 200 zł.

Więcej o: