Cheng Keat Tang z London School of Economics zbadał zachowania na drogach pełnych fotoradarów w Anglii, Szkocji i Walii. Wziął pod lupę liczbę wypadków, kolizji, rannych oraz ofiar śmiertelnych. Aktualne wyniki porównał z czasami, kiedy w tych samych miejscach nie dokonywano pomiarów prędkości. Wnioski są zaskakujące.
Jak donosi brd24.pl, opracowanie z 2017 roku udowadnia, że tam, gdzie zainstalowano fotoradary, liczba wypadków spadła w przedziale od 17 do 39 procent, a ofiar śmiertelnych jest mniej od 58 do nawet 68 procent.
Jednak statystyki zmieniają się, kiedy Tang bada miejsca oddalone od fotoradarów o kilkaset metrów. Ustalił on, że kierowcy zwalniają przed fotoradarami, jednak gdy tylko je miną, znacznie przyspieszają. Przez to wypadki i kolizje nadal występują, jedynie przenoszą się w inne miejsca. Nazwał to zjawisko "efektem kangura".
Jednak Cheng Keat Tang podkreśla w swojej pracy, ze instalowanie fotoradarów mimo wszystko się opłaca.
– Badanie wykazało niewielki wzrost liczby wypadków z dala od kamer, ogólne zmniejszenie liczby wypadków drogowych i zgonów wokół kamer przewyższa ten wzrost – pisze Cheng Keat Tang.
Badacz zauważa też, że istnieje sposób na ograniczenie "efektu kangura". Sugeruje on ciągłe inwestowanie w technologie i usprawnianie fotoradarów, aby w przyszłości mogły działać na większych obszarach i w lepiej przemyślany sposób.