Mężczyzna pracował w łódzkim MPK już ponad 20 lat. Gdy pewnego dnia przyszedł do pracy na nocną zmianę, nie przeszedł rutynowej kontroli trzeźwości.
Pojawił się w zajezdni o 3 w nocy, dioda analizatora badającego wydychane powietrze, zapaliła się na czerwono, co oznaczało, że ma on ponad 0,21 promila alkoholu we krwi. Dla pewności trzeźwość motorniczego zbadano jeszcze za pomocą dokładniejszego alkomatu.
Jak donosi Express Ilustrowany, wynik był ten sam. Mężczyzna chciał prowadzić pojazd pod wpływem alkoholu. Po 30 minutach od badania, motorniczy był już prawie trzeźwy, jednak i tak nie został dopuszczony do pracy i zwolniono go dyscyplinarnie.
Tłumaczył, że o 20 poprzedniego dnia wypił butelkę piwa. Nieco później mężczyzna zmienił zeznania. Odwołał się od decyzji pracodawców do Sądu Rejonowego, a w pozwie umieścił informację, że zażywał przed pracą krople żołądkowe, a regulamin nie zabrania pracy pod wpływem leków.
Zarówno łódzkie MPK, jak i Sąd Rejonowy w Łodzi byli skłonni uwierzyć w rzekomy ból brzucha i leczenie się kroplami z alkoholem przez motorniczego. Jednak nie zmienia to faktu, że przyszedł do pracy nietrzeźwy, co jest niedopuszczalne, szczególnie gdy mamy do czynienia z osobą, która prowadzi pojazd i jest odpowiedzialna za życie wielu ludzi.
Drodzy Czytelnicy!
Wasz głos jest dla nas bardzo ważny.
Dlatego chcemy pisać dla Was o rzeczach, które najbardziej Was interesują i są Wam najbliższe. Jeśli jest jakaś historia, którą chcecie nam opowiedzieć i się nią podzielić z innymi, jeśli jest jakaś sprawa, którą chcielibyście nagłośnić, jakiś problem, który chcecie rozwiązać - piszcie do nas na adres buzz_redakcja@gazeta.pl.
Czekamy na Wasze listy - Redakcja Buzz.gazeta.pl