Olivia Shires chciała być odrobinę bardziej opalona, ale nie zamierzała wystawiać się na słońce. Uznała, że o wiele lepszym rozwiązaniem będzie wysmarowanie się samoopalaczem. Robiła to nie pierwszy raz i uznała, że poradzi sobie bez przeczytania instrukcji. Zwyczajnie ją wyrzuciła zaraz po przyjściu ze sklepu, skoro nie był to pierwszy samoopalacz, jakiego używała.
Olivia nałożyła na ciało - i twarz - krem o zapachu biszkopcików. I to był błąd. Samoopalacz o niepokojącej nazwie "Ultra Dark Tan" (BARDZO ciemna opalenizna) dał efekt taki, jak jego nazwa. Skóra 18-letniej Olivii zrobiła się naprawdę mocno opalona, choć bardziej przypominało to wysmarowanie się pastą do butów.
Dziewczyna podzieliła się swoją doskonałą wpadką w internecie. W rozmowie z portalem Pretty52 powiedziała, że co tydzień robi sobie "czwarteczek-opalaneczek", kiedy nakłada sztuczną opaleniznę i jest piękna i "zrobiona" na weekend. Tym razem jednak potrzebowała aż dwóch dni, żeby zmyć z siebie to, co jej zrobił jej nowy samoopalacz. Mówiła również, że efekty tego konkretnego produktu widziała wcześniej na swojej przyjaciółce, i zdecydowanie nie wyglądało to tak koszmarnie, jak u niej.
Ups... Fot. Olivia Shires dla Pretty52
Olivia i tak skorzystała z tej najbezpieczniejszej opcji na pozyskanie odpowiedniej opalenizny. Samoopalacze w większości są bezpieczne i jeśli tylko używa się ich zgodnie z instrukcją, nie powinny mieć żadnych skutków ubocznych - chyba, że jesteś uczulony na jakiś składnik.
Samo opalanie się na słońcu nie jest jednak dla naszej skóry zdrowe. To samo dotyczy opalania się na solarium. Jedna i druga opcja niszczy skórę i może przyczynić się do powstania zmian nowotworowych. Należy bezwzględnie stosować kremy, dające ochronę przed słońcem, ale nawet one nie dają 100 proc. bezpieczeństwa.