"Suszarki", czyli ręczne urządzenia kontrolno-pomiarowe, to jedna z najpopularniejszych metod łapania zbyt szybko jadących kierowców w Polsce. Tymczasem to właśnie mandaty wystawione na podstawie ich pomiarów dość łatwo jest anulować. Kierowcy korzystają z tego coraz częściej.
Czytaj też: Kaczka perfidnie złamała prawo 2 razy w ciągu 3 dni. Policja jest wobec niej bezradna > > >
Jak podaje "Dziennik Gazeta Prawna", Komenda Główna Policji powołała specjalny zespół, który ma sprawdzić wiarygodność używanych radarów. Według ekspertów aż co dziesiąty pomiar prędkości na polskich drogach jest niemiarodajny i nie spełnia wymogów - a skoro tak jest, to bardzo łatwo w sądzie podważyć zasadność przyznania mandatu. Wystarczy powołać się na to, że urządzenie wykorzystane do pomiaru jest niedokładne.
Policja będzie teraz analizować wyroki uniewinniające kierowców, którym przyznano mandaty właśnie po sprawdzeniu ich słynnymi "suszarkami". Badanych będzie kilka kwestii - m.in. czy policjanci, którzy przyznawali mandaty, byli odpowiednio przeszkoleni, czy też jednak rzeczywiście była to wina sprzętu.
Jeśli zaś okaże się, że to wina ręcznych pomiarów prędkości, policja będzie miała problem. Kierowcy już teraz znajdują mnóstwo kreatywnych sposobów na wymiganie się od mandatu. Wykorzystują do tego istniejące luki w prawie, np. przeciągają w nieskończoność trwające postępowanie, dzięki czemu ulega ono przedawnieniu. Inną metodą, którą właśnie teraz będą badać policjanci, jest zwracanie się o specyfikacje techniczne sprzętu wykorzystanego do pomiaru prędkości oraz udowodnienie, że policja dysponuje pracownikami przeszkolonymi do ich używania.
Sprawdź też: Śmierdziało tak, że do domu weszła policja. W środku znaleźli 10 tys. 'zakładników' > > >
Przeczytaj też: Policja dostała Lamborghini. Tyle z niego zostało... > > >