Zaczęło się od oświadczenia:
Sprawiliśmy naszym klientom wielką niedogodność, która jest nie do wybaczenia. Dokonamy analizy naszego postępowania, aby taka sytuacja nie miała już miejsca w przyszłości
Taki komunikat wydał operator Zachodnich Kolei Japońskich po tym, jak w ostatni piątek jeden z porannych pociągów odjechał 25 sekund przed czasem. Skład z Notogawy do Nishi Akashi zamiast o 7:12 ruszył o 7:11:35.
Czytaj też: Tak wygląda zamknięta strefa naokoło Fukushimy. On tam wszedł - nielegalnie > > >
Wszystko z powodu błędu konduktora, który był przekonany, że pociąg ma odjechać o 7:11. Wydał sygnał do zamykania drzwi. Błyskawicznie też - jak informuje serwis Sora News24, zdał sobie sprawę ze swojej pomyłki. Kiedy jednak wyjrzał na peron, nikogo tam nie było. Postanowił więc, że nie będzie ponownie otwierał drzwi i zezwolił na odjazd pociągu. I to był błąd.
Okazuje się, że tych 25 sekund zepsuło dzień kilkorgu niedoszłych pasażerów. Choć konduktor nikogo nie widział na peronie, nie znaczy to wcale, że nikogo tam nie było. Kilka osób nie zdążyło wsiąść do środka w ostatnich sekundach przed odjazdem, a jedna z nich postanowiła złożyć oficjalną skargę na zbyt wcześnie odjeżdżający pociąg.
Pociągi w Japonii przyjeżdżają z dokładnością do kilkunastu sekund. Jest nawet specjalne rozporządzenie, które mówi, że mogą się spóźnić, ale tylko jak jest trzęsienie ziemi. Jeśli taka sytuacja nie ma miejsca, a pociąg mimo to się spóźnia, pasażerowie mogą liczyć na specjalne przeprosiny (wyobraźcie to sobie u nas): gdy opóźnienie nastąpi z winy przewoźnika, kolej zwraca koszt biletu, a podróżny dostaje usprawiedliwienie dla pracodawcy i pismo z przeprosinami.
Czytaj też: Dantejskie sceny na Dworcu Centralnym. Tłumy na peronach, ogromne opóźnienia i nerwy > > >
Sprawdź też: Karetka pędzi na sygnale i utyka na przejeździe. Jej kierowca wybiera bardzo ryzykowne rozwiązanie > > >