Uciekał z Pompejów przed wybuchem wulkanu. Nie zdążył. Wielki głaz z nieba był szybszy

Archeolodzy odkryli tragiczny koniec jednego z mieszkańców starożytnych Pompejów. Kiedy Wezuwiusz wybuchł, mężczyzna zaczął uciekać. Nie zdążył. Wprost na jego głowę spadł 300-kilogramowy głaz.

Miał 30-35 lat. Kiedy Wezuwiusz wybuchł, był jednym z tych ludzi, którzy rzucili się do ucieczki. Niestety, zapewne zakażenie nogi, na które cierpiał od wielu dni, utrudniało mu chodzenie. Daleko nie dał rady uciec. Z nieba nagle, niespodziewanie, dopadło go przeznaczenie w postaci prawie 300-kilogramowego głazu. Prawdopodobnie odwrócił się na moment, żeby spojrzeć na nadciągającą zagładę. Być może nawet widział, jak nadlatuje z czarnej masy jego koniec. Najpierw dopadła go obezwładniająca chmura pyłu, gazu i popiołu, która przewaliła go na plecy. Chwilę później runął na niego głaz z budynku obok. Trafił idealnie w głowę i ramiona, powodując śmierć na miejscu.

Ciało przysypał popiół i dopiero 2 tysiące lat później archeolodzy dokopali się do nieszczęśnika, któremu "prawie" się udało uciec. A i tak nie udało im się jeszcze znaleźć go w całości - głowa i ramiona, w które trafił głaz, spoczywają odrobinę niżej, niż korpus i nogi. Kamień wcisnął je jeszcze głębiej w ziemię i tam najpewniej zostaną już na zawsze, bo archeolodzy nie zamierzają przenosić głazu w inne miejsce. Podejrzenie, że odwrócił się aby spojrzeć na wulkan, jest uzasadnione - widać, że szkielet leży na plecach, a głaz trafił go w twarz.

Naukowcy twierdzą, że historia tego mężczyzny jest nad wyraz tragiczna. Obok niego nie ma innych ciał, co oznacza, że jego bliscy opuścili go podczas ucieczki. Kulał, więc nie mógł za nimi nadążyć, oni zaś nie mogli czekać.

Mężczyzna spotkał swój koniec w miejscu, gdzie spotykają się Zaułek Srebrnego Wesela (Vicolo delle Nozze d'Argento) i odkopany niedawno Zaułek Balkonów (Vicolo dei Balconi), który łączy się następnie z Via di Nola.

Wezuwiusz pogrzebał Pompeje i Herkulanum

24 kwietnia 79 roku, w godzinach popołudniowych, nad Pompejami i okolicą wyrósł grzyb dymu, popiołu i ognia. Ludzie rzucili się do ucieczki, część starała się jeszcze ratować nie tylko siebie, ale i swój dobytek. Ale nie wszyscy, którzy mieszkali w okolicach Wezuwiusza, zginęli tego dnia. Wielu uznało, że zagrożenie da się przeczekać. Chowali się w domach i tam też ginęli, zasypywani popiołem i zalewani lawą.

Archeolodzy rozpoczęli prace w tym miejscu już 200 lat temu. Początkowo kopano trochę bez ładu i składu, nie wiedząc, co skrywa skamieniały popiół. Ale im lepsze narzędzia mieli naukowcy, tym więcej dowiadywaliśmy się o ostatnich chwilach tych starożytnych miejsc i ich mieszkańców.

Dysponujemy dzisiaj skanerami 3D, dronami, mamy do dyspozycji specjalistów w różnych dziedzinach. W tym miejscu, w którym spoczął ten nieszczęśnik, archeolodzy kopali już w poprzednim wieku, ale nie drążyli tak głęboko, jak my. Nie wiedzieli, że jest tam coś do odkrycia. My przeskanowaliśmy cały teren, który ujawnił zwłoki mężczyzny, pogrzebanego pod głazem.

-  mówi Massimo Osanna, dyrektor Pompejańskiego Parku Archeologicznego.

Czy Pompeje i Herkulanum były ostatnim słowem Wezuwiusza? Naukowcy są przekonani, że wulkan wybucha cyklicznie. I nie mają dobrych wieści, bo cykl ma sobie liczyć mniej więcej 2 tysiące lat. Skoro Wezuwiusz zmiótł z powierzchni Ziemi swoją okolicę w 79 roku naszej ery, to... włoski Neapol ma "drobny" problem.

Więcej o: