Grupa ludzi biegnie w dół zbocza na złamanie karku. Przewracają się, turlają, łamią nogi i ręce. Wszystko dla sera

Brytyjczycy raz w roku urządzają zawody w łapaniu sera staczającego się ze wzgórza. W tym roku zwyciężył Chris Anderson.

To chyba jedyne zawody na świecie, w których na uczestników (a niekiedy również widzów) czeka sztab lekarzy i karetek, gotowych rozwozić poszkodowanych po szpitalach w Gloucester. A jest to potrzebne co roku, bo to sport wyjątkowo niebezpieczny. Pogoń za serem, znana też jako "staczanie sera ze wzgórza i gonienie go na złamanie karku" to brytyjska tradycja, w czasie której dochodzi do złamań rąk, nóg a nawet kręgosłupów.

Cheese rolling czyli pogoń za serem

Na czym to polega? Krąg sera z rodzaju gloucester, ważący prawie 4 kilogramy, jest zrzucany ze szczytu Cooper's Hill. Za nim w pościg rzuca się grupa śmiałków płci obojga, próbujących złapać oddalający się ser - do pokonania mają 90 metrów. Krąg podskakuje na wybojach, przyspiesza, zmienia kierunek lotu, ale dokładnie to samo robią ochotnicy. Wystarczy, że jeden z nich przewróci się na stromym zboczu i leeeciiiii, bezwładnie machając kończynami, próbując ochronić głowę przed uderzeniem w ziemię. A przewracają się wszyscy, co widać na doskonałym nagraniu sprzed dwóch dni:

 

Ser jest w stanie rozpędzić się nawet do 120 km/h, zmieniając kierunek lotu przy odbijaniu się od ziemi, niekiedy trafia prosto w zgromadzoną na zboczach wzgórza publiczność (zdarzało się tak). Karetki czekają wtedy w pogotowiu, bo skręcona kostka to najlżejsze obrażenie, jakie może się przytrafić. Ukształtowanie wzgórza również nie pomaga - jest ono poorane bruzdami jak świeżo zaorane pole, a jeśli nie daj Boże przed zawodami padał deszcz, to zbocze robi się dodatkowo bardzo śliskie.

W tym roku, w poniedziałek 28 maja, ser wygrał Chris Anderson, który najszybciej znalazł się na dole i złapał ser. O dziwo, nic sobie nie zrobił. Ale był to jego kolejny bieg, wiec być może miał już wypracowaną tajemną metodę na pokonanie wzgórza bez uszkodzenia ciała. W poprzednich latach udało mu się złamać kostkę (ała) i obić nerki (ała x2).

Zwycięzca w nagrodę otrzymuje rzeczony ser. Druga osoba na "mecie" dostaje od organizatorów 10 funtów, trzecia zaś - aż 5.

Zawody z naprawdę długą tradycją

Brytyjska pogoń za serem to zawody z nadzwyczaj długą tradycją. Prawdopodobnie ma swoje korzenie jeszcze w czasach, gdy Wielka Brytania była całkowicie pogańska. Podobno tradycja ta łączy się w jakiś przedziwny sposób z całkowitym końcem zimy (jakoś w to nie wierzymy, nawet na Wyspach zima nie trwa do końca maja). Pierwszy raz zawody urządzono w XIX wieku.

Odbywają się co roku pod koniec maja, w samo południe. Zaczyna się niewinnie, bo wszyscy zawodnicy przez pierwszy metr utrzymują się jeszcze na nogach. Potem część z nich decyduje się na zjazd na pupie, większość traci kontrolę całkowicie i leci przed siebie. W ostatnich latach organizatorzy korzystają z pomocy zawodników rugby, którzy mają za zadanie łapać bardzo rozpędzonych uczestników, zanim ci uderzą o grunt. Szpitale są uprzedzone, że może do nich trafić trudna do oszacowania liczba uczestników z połamanymi kończynami i generalnymi uszkodzeniami ciała.

W 2010 roku władze Gloucester w porozumieniu z policją odwołały całą imprezę. Próbowano również zastąpić prawdziwy ser imitacją z pianki. W tym roku jednak wszystko odbyło się zgodnie z tradycją. Zwycięzca - Chris Anderson, zawodowy żołnierz - przekaże główną nagrodę (ser) na aukcję charytatywną. Jak twierdzi, nie lubi akurat tego rodzaju, toleruje wyłącznie dojrzały cheddar, a w zawodach bierze udział, bo je kocha.

Maraton w budce telefonicznej czy skoki do basenu na "deskę". Oto najdziwniejsze sportowe rekordy świata

Więcej o: