40-latek przez tydzień walczył o życie. Ugryzła go... głowa martwego węża

40-letni Jeremy Sutcliffe z teksasu przez tydzień walczył o życie po tym, jak został ukąszony przez głowę zabitego przez siebie węża. Nie wiedział, że zwierzęta te niebezpieczne są jeszcze długo po śmierci.

Jeremy i jego żona Jenniefer pracowali własnie w swoim ogrodzie, gdy kobieta natknęła się na niebezpiecznego węża. Pieliła klomb i omal nie chwyciła go ręką. Przerażona zaczęła krzyczeć, na co automatycznie zareagował jej mąż. 

Mężczyzna chwycił łopatę i zaatakował gada, który już przymierzał się do ugryzienia jego zony. Udało się uratować kobietę - Jeremy pozbawił grzechotnika głowy. 

Małżeństwo odetchnęło z ulgą, jednak zdecydowanie za wcześnie.Okazało się bowiem, że to nie koniec niebezpieczeństwa. Jeremy postanowił pozbyć się szczątków gada i wziął do ręki jego głowę, a wtedy ona go ugryzła... Niestety nie wiedział, że po śmierci gada jeszcze nawet przez kilka godzin może wystąpić odruch ukąszenia.

Jennifer była akurat w domu, gdy usłyszała krzyk małżonka. Szybko wybiegła na zewnątrz i gdy zobaczyła, co się stało, bez zwłoki pobiegła po telefon. Kobieta jest pielęgniarką i doskonale wiedziała, że musi pomóc mężczyźnie jak najszybciej. Obdzwoniła pobliskie szpitale, by dowiedzieć się, gdzie maż dostanie antytoksynę. Przerażona odkryła przy tym, że najbliższa taka placówka oddalona jest od jej domu aż o godzinę drogi!

Sytuacja była na tyle poważna, że już po dziesięciu minutach od ukąszenia wystąpiły pierwsze objawy zatrucia organizmu - Jeremy zaczął tracić przytomność, miał zaburzenia wzroku i napady padaczkowe. 

kiedy w końcu Jeremy trafił do szpitala, lekarze stwierdzili, że mężczyzna dostał wstrząsu septycznego i ma krwotok wewnętrzny, a ciśnienie krwi stale mu wzrasta. Wprowadzili więc mężczyznę w stan śpiączki farmakologicznej i podłączyli do respiratora. 

Lekarze walczyli o życie 40-latka przez tydzień. Jeremy dostał w tym czasie 26 dawek antytoksyny i w końcu, ostatniego dnia maja, jego stan lekarze uznali za stabilny. Teraz mężczyzna dochodzi do siebie, a jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo - podaje ''Telegraph''. 

Drodzy Czytelnicy!
Wasz głos jest dla nas bardzo ważny. Piszcie do nas na adres buzz_redakcja@gazeta.pl.
Czekamy na Wasze listy - Redakcja Buzz.gazeta.pl

Pelikany są przerażające. Wyglądają niepozornie, ale to urodzeni mordercy

Więcej o: