Pod koniec maja, mieszkająca w Kanadzie Cedella Roman postanowiła pobiegać brzegiem plaży w kanadyjskim mieście White Brock. Pech chciał, że znajdowała się ona tuż przy granicy ze Stanami Zjednoczonymi. Z powodu przypływu 19-latka zeszła z piasku, stając na terytorium USA, w stanie Waszyngton. Od razu trafiła w ręce amerykańskich policjantów.
Gdy funkcjonariusze zatrzymali Cedellę, okazało się, że nie miała przy sobie żadnych dokumentów. Mimo licznych zapewnień, że nie miała pojęcia o przekroczeniu terytorium kraju, służby były nieugięte. Natychmiast przewieziono ją do pilnie strzeżonego ośrodka zatrzymań w Tacomie, oddalonym ok. 200 km od miejsca, gdzie biegała. Jak twierdzi dziewczyna, "traktowano ją tam jak prawdziwą kryminalistkę".
Przestraszonej Roman przysługiwała możliwość skontaktowania się z najbliższymi. Zadzwoniła więc do mieszkającej w Kanadzie matki, u której przebywała właśnie na wakacjach. Kobieta niezwłocznie przekazała amerykańskim władzom paszport i kanadyjską wizę zatrzymanej. Funkcjonariusze zwrócili się jednak do Kanady o potwierdzenie autentyczności dostarczonych dokumentów.
Aby przeprowadzić procedury sprawdzające, potrzebnych jest kilka tygodni. Studentka spędziła więc w areszcie 15 dni, wraz zatrzymanymi wcześniej imigrantami. Dodatkowo, otrzymała zakaz wjazdu na terytorium Stanów Zjednoczonych.
Incydent odbił się szerokim echem w światowych mediach. Sprawa postrzegana jest jako wynik kontrowersyjnej polityki migracyjnej administracji pod wodzą prezydenta USA, Donalda Trumpa.