55-letnia Rosjanka, Olga Kuldo przeżyła własnie najprawdopodobniej najgorsze wakacje swojego życia. Letni urlop postanowiła spędzić w Grecji z mężem i córką, a jedno z popołudni nad morzem. Pech chciał, że zamiast przyjemnego opalania, los zaserwował jej prawdziwy koszmar.
Olga ułożyła się wygodnie na dmuchanym materacu i spokojnie opalała się dryfując na nim po wodzie w okolicach brzegu. Niestety, nagle silny prąd zniósł ją w głąb morza, a ona nie była w stanie o własnych siłach powrócić na brzeg.
Olga spędziła na materacu 21 godzin. Zamiast z piękną opalenizną, skończyła z poważnym oparzeniem słonecznym. Wycieńczoną turystkę na brzeg musiały ściągać służby ratownicze.
Kiedy mąż i córka zorientowali się, że po popołudniowym plażowaniu kobieta nie wróciła do hotelu, podnieśli alarm. Rozpoczęto wtedy poszukiwania kobiety, jednak te nie przyniosły skutku i przerwano je, gdy zapadła noc.
Dopiero następnego dnia, przez przypadek, kobietę na materacu zauważyli strażnicy ze straży granicznej, którzy patrolowali granicę na ewentualność prób przekroczenia jej przez emigrantów. Olga dryfowała wtedy 11 kilometrów od plaży!
Jak to możliwe, że materac Olgi odpłynął tak daleko, a ona sama nie próbowała wzywać pomocy, gdy znosiło ją w głąb morza? Greckie służby podejrzewają, że kobieta najzwyczajniej zasnęła, bujając się na morskich falach i nie zorientowała się, w jak tragicznej jest sytuacji.
Wczasowiczka trafiła do szpitala. Musi być hospitalizowana, bo przez niefortunną przygodę na materacu, cierpi na ciężką hipotermię i poważne poparzenia słoneczne - podaje ''Heute''.
Drodzy Czytelnicy!
Wasz głos jest dla nas bardzo ważny. Piszcie do nas na adres buzz_redakcja@gazeta.pl.
Czekamy na Wasze listy - Redakcja Buzz.gazeta.pl