Zdaje się, że członkowie Obozu Narodowo-Radykalnego wzięli sobie za cel nawracać nie tylko Polaków, ale i ludzi z całego niemal świata. Oto bowiem udali się właśnie do gorących Włoch, a dokładniej Rimini. Tam zamierzają ocalić świat, a przynajmniej niewinnych polskich (a może nie tylko polskich) turystów.
Przed czym? - zapytacie. Przed złem z Afryki, a dokładniej żądnymi krwi imigrantami. Oni bowiem rok temu brutalnie napadli polską parę, ich więc powstrzymywać trzeba przed podobnymi atakami.
Jesteśmy w miejscu gdzie rok temu imigranci napadli i zgwałcili naszych rodaków. Zaczynamy patrolowanie plaż w Rimini
- napisali członkowie ONR na Twitterze, a informacja ta szybko poniosła się w świat.
I choć chłopcy chcieli chyba dobrze (tak przynajmniej zapewniają), niewdzięczni rodacy (zapewne zdrajcy) kpią z ich przedsięwzięcia.
Bo po co to wszystko? Bo czemu narodowcy z Polski chcą działać za granicą? A czy w Polsce nie dokonuje się gwałtów i napaści? Bo taplać się będą w wodzie i piasku, a jak jeden nie daj boże zapomni kremu z filtrem i się opali, to koledzy wezmą go za obcego...
Panowie z ONR pojechali do Włoch bo stwierdzili, że od brutalnej napaści na Polaków w Rimini kompletnie nic się nie zmieniło. Dlatego właśnie muszą zapewnić wypoczywającym w mieście rodakom i innym Europejczykom bezpieczeństwo. Jak? Patrolując plaże i miasto. Jak długo? Kilka dni, w końcu wakacje nie trwają całe lato, prawda?