Ksiądz Marek Czarnecki nie był szczególnie lubiany w swojej parafii. Mieszkańcom miejscowości Łobodno w województwie śląskim nie podobało się bowiem jego podejście do sprawowanej posługi kapłańskiej i zamiłowania do pieniędzy.
Ksiądz znany był bowiem w okolicy z dyktowania dość wygórowanych stawek za udzielanie sakramentów. Pogrzeb we wsi miał kosztować zwyczajowe ''co łaska'', jednak ''co łaska'' u księdza Czarneckiego oznaczało co najmniej tysiąc złotych.
Jak podaje Miejska.info, konflikt osiągnął swoje apogeum w momencie, gdy jednej z rodzin w miejscowości przydarzyły się w ciągu kilku dni aż dwa pogrzeby. Wtedy ksiądz proboszcz miał udzielić żałobnikom specjalnej zniżki. Za pierwszy pogrzeb zainkasował 1400 złotych. za drugi jedynie 1300.
Jednak to nie jedyne zachowanie proboszcza, które oburzyło mieszkańców Łobodna. Wiosną ksiądz otrzymał w darze od dzieci komunijnych figurkę Jezusa. Ta jednak nie przypadła mu do gustu, więc jak gdyby nigdy nic, oddał ją do komisu.
Sytuacja ta miała ostatecznie przelać czarę goryczy parafian, którzy interweniowali w sprawie proboszcza u samego biskupa. W końcu udało im się osiągnąć sukces. Ksiądz miał opuścić parafię. Niestety, wcale nie oznaczało to końca kłopotów.
Okazało się bowiem, że proboszcz Czarnecki ani myśli odejść w pokorze. Wręcz przeciwnie, zdaje się, że postanowił dopiec parafianom jeszcze bardziej.
Jak utrzymują mieszkańcy Łobodna, duchowny zaczął w czasie wyprowadzki wynosić z plebanii wszystko, co wpadło mu pod rękę, także przedmioty, które nie należały do niego. Doszło w końcu do tego, że ludzie przychodzili na plebanię, by pilnować, co ksiądz z niej zabiera.
Ostatecznie w budynku zostać miały tylko gołe ściany, zniknął z niego nawet solidny, dębowy stół. Później sam nowy proboszcz zapraszał wiernych do obejrzenia, co zastał po swoim poprzedniku.
No tak, ”gołe ściany” zostawił faktycznie. Zniknęły wszystkie meble, nawet karnisze pościągał
- mówił Miejskiej.info jeden z mieszkańców miejscowości.
Ale kontrowersyjna wyprowadzka to dalej nie wszystko. Tuż przed opuszczeniem parafii, ksiądz rzucił na mieszkańców Łobodna klątwę. W czasie piątkowej mszy świętej za zmarłych, miał wykrzyczeć z ambony, że wyklina tych, którzy są mu przeciwni.
Powiedział ”osoby, które utrudniały mi życie, wyklinam, a stołu przysięgam, że nie zabrałem”. Później jeszcze udał się przed ołtarz, uklęknął, uniósł dłoń w górę i powtórzył ”przysięgam”
- relacjonował jeden z wiernych.
Choć słowa klątwa i wyklęcie raczej nie kojarzą się z wiarą katolicką, okazuje się, że słowa księdza proboszcza nie były jedynie przestrogą. Miały tak dużą moc, że przekleństwo z parafian musiał zdejmować sam biskup. Ten przybył do parafii, by powitać w niej nowego proboszcza i przeprosić wiernych za wyczyny księdza Czarneckiego.
Choć mieszkańcy Łobodna cieszą się, że udało im się pozbyć nielubianego duchownego, oburzeni są faktem, że nie został wystarczająco ukarany. Twierdzą, że przeniesienie go do innej parafii, gdzie dalej będzie mógł zachowywać się dokładnie tak samo, nie jest adekwatne do jego przewinień.
Drodzy Czytelnicy!
Wasz głos jest dla nas bardzo ważny. Piszcie do nas na adres buzz_redakcja@gazeta.pl.
Czekamy na Wasze listy - Redakcja Buzz.gazeta.pl