Panu Marcinowi zginął z działki 4-tonowy głaz. Odnalazł się 2 km dalej... w pomniku

Pan Marcin z Warszawy odkrył, że na jego działce w Piastowie brakuje wielkiego głazu. Znalazł go 2 km dalej, z przytwierdzoną doń tablicą pamiątkową.

Pan Marcin z Warszawy rok temu dostał w spadku po babci działkę w Piastowie. Pewnego dnia otrzymał telefon z prośbą od jednego z mieszkańców miasteczka, by uprzątnął zalegające na jego ziemi śmieci. Jakież było zdziwienie warszawiaka, kiedy odkrył, że w miejscu, w którym od lat leżał ogromny, kilkutonowy głaz, jest tylko sporej wielkości dziura.  

Wielki głaz zniknął z działki pana Marcina. Odnalazł się 2 km dalej.

Kamień był naprawdę pokaźnych rozmiarów, leżał na działce od wielu lat i pan Marcin koniecznie chciał wiedzieć, co się z nim stało. Zaczął więc wypytywać sąsiadów, czy czegoś nie zauważyli. 

To od nich dowiedział się, że kamień wcale nie rozpłynął się w powietrzu, tylko został przeniesiony. Teraz leży dwa kilometry dalej, na skrzyżowaniu ulic Orzeszkowej i Popiełuszki w Piastowie i służy jako cześć większej instalacji - pomnika ku pamięci Jerzego Popiełuszki. 

Pan Marcin oczekuje rekompensaty. Miasto milczy.

Pomnik, do którego wykorzystano głaz, ufundowany jest przez miasto Piastów. Pan Marcin od marca próbuje więc skontaktować się z władzami, jednak bezskutecznie. Od miesięcy ponawia oficjalne pisma, ale te pozostają bez odpowiedzi. 

Właściciel kamienia nie chce jego zwrotu, zgadza się na to, aby pozostał częścią pomnika. Nie miałby jednak nic przeciwko rekompensacie. Jak podaje TVN, aby oszacować wartość głazu, jego właściciel udał się do kamieniarza. Ten poinformował go, że tona bryły kosztować może nawet tysiąc euro (około 4300 złotych), a jego głaz waży mniej więcej cztery tony. Niby kamień, a jednak mógłby przynieść dość spory zastrzyk gotówki. 

Kamień zniknął z działki. Miasto odpowiada: to nasza własność.

Choć, jak twierdzi pan Marcin, jego pisma pozostawały bez odpowiedzi, reporterom TVN udało się skontaktować z odpowiednimi urzędnikami. Ci twierdzą, że prawo nie zostało złamane. 

Głaz został wykopany w 1994 roku, gdy miasto przeprowadzało remont kanalizacji. Kamień został wtedy porzucony na działce i został tam na kolejne lata. W 2017 roku głaz w końcu postanowiono zabrać i wykorzystać do budowy pomnika. Jak tłumaczą urzędnicy, bryła należy do miasta, bo to miasto wydobyło ją z ziemi ponad 20 lat temu. 

A jednak, pan Marcin powołując się na prawo, a dokładniej artykuł 174 kodeksu cywilnego, twierdzi, że kamień należy do niego, bo właściciel działki na której znajduje się ruchomość, nabywa do niej prawo po trzech latach, przez zasiedzenie. 

Drodzy Czytelnicy!
Wasz głos jest dla nas bardzo ważny. Piszcie do nas na adres buzz_redakcja@gazeta.pl.
Czekamy na Wasze listy - Redakcja Buzz.gazeta.pl

Więcej o: