45-letni Leigh Ford z Londynu bardzo potrzebował pieniędzy na alkohol. Razem z kolegami wpadł na genialny (przynajmniej w swoim mniemaniu) pomysł, by upozorować własne porwanie. Zadzwonił do niczego nieświadomej ciężarnej narzeczonej. Kiedy kobieta odebrała telefon od ukochanego, w słuchawce usłyszała jego przerażony głos i krzyki mężczyzn w tle.
Leight poinformował dziewczynę, że został uprowadzony, a porywacze grożą mu torturami i odcięciem genitaliów. Zrobią to, jeśli nie dostaną 80 funtów (niecałe 400 złotych) - podaje "Daily Mail".
Partnerka mężczyzny, Zoe Doyle, nie miała pojęcia, że stała się właśnie ofiarą oszustwa.
O zajściu powiadomiła oczywiście policję. Postawieni na nogi funkcjonariusze zorganizowali wielką akcję odbicia zakładnika. Zaangażowali do tego helikopter i sprowadzili nawet negocjatora. Poszukiwania kosztowały państwo ponad 30 tysięcy funtów, czyli prawie 140 tysięcy złotych.
W międzyczasie Zoe zapłaciła okup za ukochanego. Po tygodniu od rzekomego porwania mężczyzna szczęśliwie, cały i zdrowy, wrócił do domu.
Prawda o tym, co naprawdę się wydarzyło, wyszła na jaw po tym, jak funkcjonariusze sprawdzili miejski monitoring. Zauważyli mężczyznę, którego poszukiwali, zmierzającego w towarzystwie kolegów do sklepu monopolowego.
Leigh trafił do aresztu. Wystraszony (i skacowany) przyznał, że porwanie upozorował, a gdy tylko dostał za siebie okup, pieniądze wydał na alkohol.
45-latek został skazany na 16 tygodni pozbawienia wolności za marnowanie pieniędzy i czasu policji. Kiedy odsiadywał wyrok, jego ukochana zdążyła urodzić im dziecko.