Surya Oruganti, który przybył na lotnisko w Bangalore w Indiach miał wyjątkowego pecha. Za pomocą aplikacji zamówił ubera, który miał szybko odwieźć go do domu po podróży. Jednak na miejsce przyjechał kompletnie pijany mężczyzna.
Ze względu na swoje bezpieczeństwo Oruganti sam zajął miejsce za kierownicą i prowadził auto przez najbliższe 30 kilometrów.
Podróż z lotniska w Bangalore nie była taka, jakiej się spodziewałem. Trafiłem na pijanego i bardzo sennego kierowcę. Musiałem ściągnąć auto na bok i sam prowadzić całą drogę do domu - napisał na Twitterze Surya Oruganti i zamieścił zdjęcia z nietypowego kursu.
Do wpisu szybko odniósł się sam Uber. Firma w komentarzu obiecała, że odezwie się do niezadowolonego klienta i wyjaśni sprawę. Surya Oruganti zdradził, że pracownicy Ubera faktycznie skontaktowali się z nim 20 godzin po zgłoszeniu problemu.
Firma przyznała, że zachowanie kierowcy było niedopuszczalne i obiecała, że dostanie on pouczenie. A jeśli sytuacja się powtórzy, straci posadę.
Naprawdę zasłużył na kolejną szansę?
__________________________________________________________
Tydzień na Gazeta.pl. Tych materiałów nie możesz przegapić! SPRAWDŹ
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,165149,23870187,co-cie-czeka-na-gazeta-pl-dzien-po-dniu-sprawdz.html